Etykiety

12.23.2009

Życzenia

Z okazji nadchodzących świąt wszystkim czytelnikom mojego bloga chciałabym złożyć najserdeczniejsze życzenia pogodnych chwil, spędzonych w rodzinnym gronie, mnóstwa miłości i ciepła. Niech świąteczne dni miną Wam w cudownej atmosferze przy aromacie wanilii i piernika oraz z ukochanymi książkami w dłoniach.

12.20.2009

Świątecznie...



Dopiero za parę dni święta a już wszędzie dzwonią dzwoneczki, błyszczą lampki, pachnie wanilią i cynamonem. W radiu rozbrzmiewają świąteczne piosenki a w telewizji nadają filmy o tematyce wigilijnej. Wiem, że bardzo dużo ludzi nie lubi świąt. Ja natomiast należę do tych, dla których święta to najprzyjemniejszy czas w roku. Tym razem wyrobiłam się ze wszystkim idealnie. Prezenty już dawno kupione, nastrój jest, wszystko zaplanowane. Zostało mi tylko szczęśliwie doczekać wtorku, kiedy to będę mogła wsiąść do pociągu i ruszyć do rodziny. W końcu spędzę czas z najbliższymi , delektować się będę pysznymi potrawami i czytać , czytać , czytać, popijając moje ulubione herbatki i kawy. Planów na sylwestra jeszcze nie mam, bowiem nie należę do nader rozrywkowych osób.
Z nowym rokiem oczywiście przybędzie mi emocjonujących postanowień. Myślałam już nad paroma i mam nadzieję , że tym razem dotrzymam obietnicy złożonej samej sobie. Dzisiejszy dzień spędzam odpoczywając, ucząc się języków, czytając i rozkoszując się czekaniem na święta:)

12.08.2009

"Strategia wiewiórki" Elise Schirrmacher

"Czy wiesz, jak pracować bez stresu, stworzyć przyjazny dom, szanować własne ciało i właściwie okazywać uczucia? Odpowiedź na te pytania tkwi w świecie zwierząt, po którym oprowadzi Cię sprytna wiewiórka Woody. Dzięki naszemu poradnikowi nauczysz się asertywności od szympansa karłowatego, poznasz tajniki feng shui wraz z termitami i zaczniesz czerpać z posiłków taką przyjemność jak bobry. Problemy zaś znikną, jeśli będziesz wzorować się na ośle.
Po lekturze tej książki, dowiesz się, jak optymalnie wykorzystywać w swoim życiu zwierzęce strategie sięgania po szczęście i osiągniesz sukces w takich obszarach życia, jak praca, dom, rodzina, ciało i uczucia."

Już dawno nie czytałam tak ciekawej i zabawnej książki. A raczej poradnika, bo ta pozycja chyba wlicza się do tego gatunku. Każdy rozdział poświęcony jest opisowi obserwacji zachowań różnych gatunków zwierząt. Na ich podstawie wysnuwane są wnioski, dotyczące ludzkiego życia. Książka podzielona jest na osobne sekcje (świat pracy, domowe zacisze, rodzinne grono, potrzeby ciała oraz życie emocjonalne). Najbardziej przypadła mi do gustu pierwsza sekcja, dotycząca pracy, bowiem czasem ciężko jest mi się wyrobić z obowiązkami. Teraz już wiem, że czasem źle się za to zabierałam, zamiast zacząć od podstaw, czyli porządku w miejscu pracy:) Upór, determinacja i metoda "małych kroczków" jest tutaj też bardzo ważna. Ciekawym przypadkiem okazał się osioł. Przez wielu postrzegany jest jako strasznie uparte, ociężałe i mało rozgarnięte zwierzę. Nic bardziej mylnego. Polecam Wam rozdział " W spokoju siła. Być rozważnym jak osioł". Czego jeszcze dowiedziałam się z tego poradnika? Zaskoczył mnie fakt, iż u pingwinów(panów), tak bardzo rozwinięty jest instynkt....tacierzyński:) Zachęcam Was do lektury. Od zwierząt na prawdę możemy się wiele nauczyć:)

12.05.2009

W sobotni, grudniowy wieczór...

Po pierwsze muszę pokazać Wam moje dwie nowe pociechy. A całą winę zwalam na posiadaczki blogów "Zacisze literackie" oraz "Kącik książek". To właśnie na tych wspaniałych blogach przeczytałam wciągające recenzję na temat tych książek. Przy zakupie dostałam małą książeczkę promującą książkę " Hakawati". Jest w niej 18 pierwszych stron powieści oraz gazetkę poświęconą książce "Mikołajek". Tak na prawdę, jak widać, to nie moja wina:)
Dzisiaj mam dzień totalnego lenistwa. Po całym, ciężkim tygodniu postanowiłam o siebie zadbać. Maseczki na twarz, balsam na ciało itp. Raz kiedyś trzeba, prawda?
Wczoraj odbył się zlot "Łódzkich Winiarzy", na którym byłam z narzeczonym. Smakowałam takie wina, o których istnieniu nigdy nie słyszałam. Oczywiście trunki były domowymi wyrobami. Piłam wino miętowe, miodowe, z płatków róży, kawowe i wiele wiele innych. Nawet było wino z marchewek. Dosyć ciekawy eksperyment, przyznajcie sami. Zaraz uciekam od monitora, by pogrążyć się w lekturach i ciekawych filmach.
ps: od paru godzin słucham świątecznych piosenek. Już chce poczuć magię świąt:)

11.30.2009

"Nazywam się Czerwień" Orhan Pamuk


"Orhan Pamuk (ur. w 1952 roku) - jeden z najwybitniejszych pisarzy europejskich, pochodzi z Turcji. Laureat literackiej Nagrody Nobla 2006. Zdobywca wielu światowych nagród literackich oraz prestiżowej Pokojowej Nagrody Księgarzy Niemieckich. Jego książki, przetłumaczone na ponad czterdzieści języków, osiągnęły nakład ponad dwóch milionów egzemplarzy.
W szesnastowiecznym Stambule grupa najwyśmienitszych artystów ma zrealizować zlecenie sułtana: stworzyć utrzymaną w nowoczesnym zachodnim stylu księgę upamiętniającą jego wielkość i chwałę. Księgę mają zdobić barwne miniatury. Ale sztuka figuratywna jest zakazana w religii muzułmańskiej. Zlecenie i jego wykonawcy są zatem w poważnym niebezpieczeństwie. Należy utrzymać je jak najdłużej utrzymać w tajemnicy. Jeden z zatrudnionych mistrzów zostaje zamordowany…"

Książkę czytałam dość długo, ale nie ze względu na nudną treść. Co to, to nie:) Jest to moje pierwsze spotkanie z Pamukiem i na pewno nie ostatnie. Autor zauroczył mnie oryginalnością, ciekawym stylem pisania i narracją prowadzoną w kilku osobach. Historia interesująca, aczkolwiek uważam , że autor troszkę ją przedłużał. Trochę męczyły mnie opowiastki o miniaturzystach, sztuce rysunku, tradycji i religii arabskiej. Całości, barwę nadaje wątek kryminalny i miłosny. Wczułam się w sytuacje bohaterki książki- Sekure,która była jedną z najtragiczniejszych, jak dla mnie, postaci i zarazem ulubioną. Jej problemy miłosne, tęsknota za zaginionym mężem, strach przed jego bratem, troska o dwoje, małych synów oraz cierpienie po zamordowanym ojcu, były dla mnie najciekawszym wątkiem w całej książce. Jeżeli mam ją polecać komukolwiek, to osobom wytrwałym (ok 600 stron) i lubiących poznawać obyczaje i kulturę Wschodu - to ona dominuje w powieści.

11.28.2009

Chwila słabości...


No bardzo niedobrze chodzić do szkoły językowej położonej nieopodal swojej ulubionej księgarni...
Jak widzicie poszalałam i pewnie za parę dni spożywać będę chleb z masłem, ale już od dawna książka ma dla mnie znacznie większa wartość niż jedzenie:) Zakupy zostały dokonane w 10 minut i wprawiły w zdumienie przemiłą ekspedientkę. Znowu poczułam potrzebę niejakiego wyżycia się za zbyt dużą ilość nauki.
Trochę już mi się tęskni za domem rodzinnym. Nie byłam ponad miesiąc, a świadomość, że u mnie w pokoju trwają remonty i powstaje nowa półka na książki, jeszcze wzmacnia ten efekt. Chyba będę musiała uzbroić się w cierpliwość.
A teraz już wracam do pogłębiania swojej wiedzy na temat molekularnych przyczyn chorób, opisywania patentu na biotechnologię, nauki rosyjskiego i hiszpańskiego, czytania Pamuka i z 12 zaległych numerów "Bluszcza":)

11.23.2009

24 listopada dla fanów Freddiego...


24 listopada 1991 roku , po wielu ciężkich latach zmagania się z chorobą, odchodzi najznakomitszy z muzyków, ludzi i postaci show-biznesu. Pod koniec życia osłabiony do granic możliwości, prawie niewidomy wokalista decyduje się na odstawienie leków ratujących życie i postanawia odejść z godnością. Wydaje mi się , że bardzo niewiele osób wie, kim naprawdę był ten człowiek. Jak dużo w życiu przeszedł. Na scenie emanował energią a poza nią krył się z nieśmiałością , z miłością do kobiety, z którą nie mógł być , z błędami popełnionymi w młodości, ze świadomością zbliżającego się końca. W ostatnich dniach życia stworzył utwór " Mother love", który miał stać się testamentem Freddiego. Chociaż powszechnie za taki uważany jest utwór "The show must go on", wydany po śmierci artysty. Polecam Wam wzruszającą biografię mistrza pt" Biografia definitywna" ( zgłaszajcie się po nią do mnie:)), znajdziecie w niej takiego Freddiego jakiego większość z Was nie zna- spokojnego, nieszczęśliwego, zrozpaczonego, samotnego ale mimo to chcącego cieszyć się każdym dniem, pełnego nadziei i wiary na...cud.
"Empty spaces - what are we living for
Abandoned places - I guess we know the score
On and on, does anybody know what we are looking for...
Another hero, another mindless crime
Behind the curtain, in the pantomime
Hold the line, does anybody want to take it anymore
The show must go on,
The show must go on
Inside my heart is breaking
My make-up may be flaking
But my smile still stays on.
Whatever happens, I'll leave it all to chance
Another heartache, another failed romance
On and on, does anybody know what we are living for?
I guess I'm learning, I must be warmer now
I'll soon be turning, round the corner now
Outside the dawn is breaking
But inside in the dark I'm aching to be free
The show must go on
The show must go on
Inside my heart is breaking
My make-up may be flaking
But my smile still stays on
My soul is painted like the wings of butterflies
Fairytales of yesterday will grow but never die
I can fly - my friends
The show must go on
The show must go on
I'll face it with a grin
I'm never giving in
On - with the show -
I'll top the bill, I'll overkill
I have to find the will to carry on
On with the -
On with the show -
The show must go on..."

11.19.2009

Nowi lokatorzy:)


Dzisiaj był jeden z tych dni, w których potrzeba podniesienia się na duchu jest ważniejsza niż wszystko inne. Dlatego dobre parę chwil spędziłam na buszowaniu w księgarni, w poszukiwaniu nowych "dzieci". Do domu wróciłam z narzeczonym i wesołą gromadką 3 pociech:) Upatrzyłam sobie kilka kolejnych niewiniątek, ale niestety, ich czas jeszcze nie nadszedł. Ten tydzień ogólnie zwalił mnie z nóg...i nadal skutecznie to robi. Jutro nareszcie zaczynam badania do swojej pracy licencjackiej:) Zajmować się będę astmą oskrzelową , a dokładnie, stężeniem metabolitów kwasu arachidonowego u pacjentów z różnymi wariantami polimorficznymi genu PLA2G4A:) Ooo!:) Także kładę się do łóżka i już o 6 rano zmuszona będę wstać aby podbijać świat nauki:) Trzymajcie się ciepło:)

11.13.2009

Listopadowe plany

Przeglądałam książkowe nowości tego miesiąca i zdecydowanie w oko wpadły mi poniższe pozycje (portfel już mi zgrzyta zębami).Ryu Murakami "Dzieci ze schowka"

"Wybitna powieść psychologiczno-obyczajowa współczesnego japońskiego pisarza. Historia przyjaźni dwóch chłopców z domu dziecka, Kiku i Hashi, porzuconych przez matki w niemowlęctwie w dworcowym schowku. U progu dorosłości wyruszają do Tokio, nieprzyjaznego ludziom molocha, by szukać swego miejsca w życiu. Jeden zostaje piosenkarzem, drugi chce wszystko zniszczyć... Pełna zaskakujących scen i dziwacznych postaci rzecz o lękach dzisiejszego świata, łącząca czarny humor, absurd i makabreskę."

Wasilij Aksionow " Moskwa-kwa-kwa"
"Groteskowa powieść wybitnego rosyjskiego pisarza-dysydenta z życia moskiewskiej elity w ostatnim roku „panowania” Stalina. Do luksusowego wieżowca wprowadza się słynny poeta Kirył Smielczakow. Ma najlepszego protektora: samego Stalina, z którym nocami popija koniak przez... telefon. Poeta zakochuje się w pięknej Glice, studentce i „tęczowej dziewicy socjalizmu”, a Wódz, owładnięty paranoją spisku i najazdu na Kreml marszałka Tito, zleca mu specjalna misję... Niepowtarzalny styl, wykorzystujący język komunistycznej propagandy."

Lesley Downer " Madame Sadayakko"
"Nie sposób wyobrazić sobie burzy, którą wywołała Sadayakko w trakcie tournee po Stanach Zjednoczonych i Europie w 1899 roku. Świat po raz pierwszy ujrzał prawdziwą gejszę - a co więcej, najbardziej ubóstwianą gejszę Japonii, tak piękną, że ówczesny premier wydał majątek, żeby pozbawić ją dziewictwa."


Od rana siedzę i skutecznie odhaczam kolejne punkty w swoim grafiku, słuchając przy tym mojego najukochańszego, boskiego i ze wszech miar najlepszego Freddiego M(niedługo kolejna rocznica jego śmierci). Ostatnie dni były mało przyjemne dla mnie i mojego Filipa, bowiem jego babcia już 3 raz w tym roku doznała udaru mózgu. Wiadomo, że w takich chwilach za wesoło nie jest nikomu. Babcia ma już 88 lat, a i tak całkiem nieźle się trzyma i jak tylko się z nią spotykamy, tryska humorem.
Może pomyślicie ,że mi strzeliło, ale zapisałam się na kurs japońskiego. Myślę , że to ogromny wpływ twórczości Murakamiego. Klimat jego książek, jak same wiecie, jest....no nie do opisania. Nie wiem jak pociągnę te 4 języki, ale sama tego chciałam, więc nie ma na co narzekać i wiecznie marudzić:P Zmykam robić domową pizzę dla ukochanego:)

11.11.2009

"2012"

"Akcja filmu zaczyna się w 2009 r. Naukowcy odkrywają na Słońcu silne i gwałtowne burze słoneczne, które mogą mieć katastroficzne skutki dla Ziemi. Rok później zostaje zwołany szczyt państw G8 w Hiszpanii w celu omówienia sposobu przeciwdziałania skutkom zbliżającej się klęski, czego efektem będzie budowa ogromnych statków, na których w chwili kataklizmu znajdą schronienie poszczególne osoby, mające odbudować populację ludzi po katastrofie. Jednocześnie, w regionie Tybetu, rozpoczęto budowę zabezpieczających zapór i tam. Nadchodzi rok 2012, a wraz z nim fale tsunami, huragany, ciągłe trzęsienia Ziemi, przez co skorupa ziemska zaczyna ulegać destabilizacji. Zostaje teraz zadane pytanie, czy ktokolwiek mógłby przygotować 6 miliardów ludzi do zapowiadanej katastrofy? "

Dzisiaj odbyła się premiera od dawna oczekiwanego filmu - "2012". Na film wybrałam się z
narzeczonym, licząc na wspaniałe efekty specjalne... i nie zawiodłam się. Uwielbiam filmy katastroficzne, gdzie na naszych oczach toczy się walka o przetrwanie cywilizacji. Obraz momentami przeraża i wprawia w osłupienie. Zapadanie się ziemi, erupcje wulkanów, zalewanie kontynentów przez kilometrowe fale, występujące z oceanów. Fabuła, jak przystało na tego typu film, przewidywalna. Rozbita rodzina jednoczy się w obliczu apokalipsy, z ziemi nie zostaje nic oprócz wody a odsetek ludności, która ocalała wynosi z 0,0001%( w tym nasi główni bohaterowie, rzecz jasna:P). Film nie tylko widowiskowy, ale i zmuszający do refleksji, bo jak wiemy, nie jest to temat zupełnie fikcyjny. Walka dobra za złem, chciwości i miłości do ludzi, rola pieniądza i pozycji dowódców państw, polityków. Warto obejrzeć, ale tylko na dużym ekranie:)

11.09.2009

Zabiegana a jednak szczęśliwa

Oj ładne to zaległości robię sobie na moim blog, zresztą na własne życzenie. Nad Pamukiem siedzę codziennie, poświęcając temu fantastycznemu autorowi pół godzinki mojego życia. Poza tym życie mija na codziennych sprawach jak studiowanie, gotowanie, sprzątanie, zakupy itp. Jak widzicie powieści o swoim życiu nie napiszę:) Jednak czuje , że przez wakacje coś się we mnie zmieniło. Mam jakoś więcej zapału do wszystkiego, realizuje swoje plany( nie wypominajcie mi tego bloga:P) i nie szukam już usprawiedliwienia dla własnego lenistwa;] Szkoda tylko, ze doba ma tylko 24 godziny a nie np 34. Przez ostatnie 2 tygodnie w moim jestestwie niewiele się zmieniło. Obejrzałam parę ciekawych filmów takich jak np:"Kill Bill". Wiem, że to dziwne, że do tej pory nie obejrzałam. Kupiłam obie części z myślą , że przecież " tego nigdy nie puszczają w telewizji". Wróciłam dumna do domu, włączyłam tv i dowiedziałam się , że na Polsacie emitują dwie części. Zachwycona nie byłam:) U kota Zenusia nic ciekawego, nadal biedy kicha i prycha. Jest to zdecydowanie kot z charakterem, daje o sobie znać na każdym kroku i domaga się pieszczot. U Emusi vel Niuni( dla niewtajemniczonych to mój pies) raczej się nie przelewa:) Mama wymyśliła dla niej nowe kaftaniki, które potencjalnie powinny służyć jako śpioszki dla niemowląt. Nie zamieszczę zdjęcia z szacunku dla psa:)
W ostatnią sobotę uległam. Moja wizyta w ŚK skończyła się tym:

Dostałam też nowy katalog, a tam same pokusy. Obowiązuje od 16stego, więc mam jeszcze czas do namysłu. Na dziś kończę, jednak postaram się odwiedzać Wasze blogi i aktualizować swój w miarę często.

10.22.2009

Muzyka na dziś

Uff to już prawie koniec tygodnia, podczas którego nie miałam nawet chwili, by tak naprawdę odetchnąć. Postanowiłam troszeczkę przystopować z nauką , obowiązkami, gotowaniem, językami i włączyć fajną muzyczkę , rozkoszując się owocami z czekoladowym foundee i towarzystwem narzeczonego. Ostatnio dokonałam odkrycia całkiem miłego brzmienia, kryjącego się pod nazwą płyty Happenstance Rachael Yamagaty i cudownej, hiszpańskiej melodii Bebe.
Jest to debiutancki album tej artystki. To co urzekło mnie w tej płycie to niezwykła lekkość, delikatność oraz subtelność. Słucham jej właśnie wtedy, kiedy chcę się zrelaksować i odetchnąć po jakimś ciężkim dniu. Niesamowicie mnie odpręża.
Bebe Y. to płyta, do której wciąż wracam. Uwielbiam hiszpańskie klimaty i kocham muzykę , w której słychać silny, niezależny kobiecy głos. W słowach i melodii słychać poza melancholią , gniew , siłę i determinacje. Zaczęłam jej słuchać , aby rozwijać swój hiszpański, ale przerodziło się to w uwielbienie do jej twórczości.

10.14.2009

Mój wielki come back:)

Witam Was po niezwykle długiej przerwie. Pragnę uprzejmie poinformować , że jestem już szczęśliwą posiadaczką internetu! Hurra, udało się:) Dzisiaj nadrobię wszelakie zaległości i pobuszuje po Waszych książkowych blogach, o czym marzyłam już od dawna. :)
U mnie w sumie nic nowego. Mam strasznie dużo obowiązków i praktycznie mało czasu zostaje mi na ukochane czytanie, ale staram się jak mogę. Narzeczony zaczął drugi kierunek studiów i wszystkie domowe obowiązki, spoczęły na mnie. To wszystko plus praca na portalu tubylismy.pl oraz studia sprawia, że błogie leżenie na kanapie z książka w dłoni, odeszła do pięknych, dalekich wspomnień:(
W tym miesiącu coś cieniutko u mnie z książkowymi zakupami. Jedyne co nabyłam to "Ulicę tysiąca kwiatów". Także widzicie, że szału nie ma. Upatrzyłam sobie jeszcze "Margota". Wiem, że niektórym podnosi się nieco ciśnienie na myśl o samym autorze, ale chce się przekonać, czy faktycznie media zrobiły dużo hałasu o nic. Ostatnio miałam przyjemność obejrzeć relacje z Nike. Wszystkie z 20 nominowanych pozycji wydało mi się ciekawe, jednakże to chyba Pani Iwasiów była moją zdecydowaną faworytką. No mówi się trudno.

10.03.2009

Podsumowanie wyzwania czytelniczego:)


W lipcu podjęłam się wspaniałego wyzwania czytelniczego pt "Kolorowe czytanie". Przeczytałam wszystkie książki, które wówczas sobie przygotowałam. Na moim kolorowym stoliku gościły "Białe noce" Dostojewskiego, "Biała masajka" Hofmann oraz "Kobieta w bieli" autorstwa Collinsa. Najbardziej spodobała mi się "Kobieta w bieli" i to ona stoi na pierwszym miejscu podium. Wiem, że wielu czytelników to zdziwi, bo książka ta nie ma wielu wielbicieli. Mimo, że czytałam ją ze dwa tygodnie. był to mile spędzony czas.:) Dziękuję pomysłodawcy oraz uczestnikom za wspólną zabawę:)

A co u mnie? Skończyłam praktyki i od poniedziałku zaczynam trzeci rok studiów. Dziś pakuję się chyba po raz ostatni, bowiem jeśli tylko jestem w domu zabierałam co się dało i pakowałam to w auto. Internetu nadal nie mam, ale ciężko nad tym pracuję:) Dla wielbicieli Zenusia mam przykrą informację:( Okazało się , że kotek jest kompletnie głuchy. Troszkę mnie to martwi, bo kociak jest bardzo żywy i zabawowy, dlatego może kiedyś coś mu się stać. Po południu postaram się uraczyć Was nowymi zdjęciami Zenka a może i jakiś filmikiem:) Czytanie Pamuka idzie cały czas do przodu. Książka jest niesamowicie ciekawa i gruba:) Dziś czeka mnie jeszcze praca, porządkowanie muzyki i dokumentów na kompie oraz oczywiście mecz siatkówki. Pozdrawiam Was i ściskam ciepło w tak zimny dzień:)

9.26.2009

Końcówka wakacji

No i wielkimi krokami, a nawet susami, zbliżam się nieuchronnie do końca tych wspaniałych wakacji. Trochę będzie mi żal długiego spania i kolorowej łąki:( Ale za to, nadchodzi czas złotej jesieni, picia gorącej czekolady i herbaty z malinami.:) Wróciłam na weekend do rodzinnego domu, zmęczona po całym tygodniu zmagań z przeprowadzką i pobytem w laboratorium. Chociaż to drugie nie uznaje za mękę, bo atmosfera jest przyjazna i praca ciekawa:) W moim nowym mieszkaniu internetu nadal brak , niestety:( Nie mam pojęcia, kiedy sprawa zostanie rozwiązana. Co do książek, zabierałam się za "Fastrygę", lecz nie udało mi się jej skończyć. Jeszcze nie zdarzyło mi się , czytać tak niezrozumiałą książkę. Pomęczyłam się 40 stron i dałam spokój. To była droga przez mękę. Zdecydowanie nie polecam. Zabieram się teraz za Pamuka i tutaj moje oczekiwania są znacznie większe:) Pozdrawiam Was gorąco i lecę na spotkanie z Zenusiem, który podrósł i rozrabia na wszystkie strony.:)

9.18.2009

Pożegnanie z ...Afryką:)

Dzisiaj jako przewodni temat wieczoru królowało RPA. Na obiad był preparowany ryż z curry, na to soczewica oraz kurczak maczany w jogurtowym miksie z cynamonem, kardamonem, kurkumą, solą i pieprzem czyli jednym słowem Breyani. Do tego pyszne, czerwone winko rodem z RPA. No i muzyczka huczała bębenkowymi dźwiękami. :) Dlaczego pożegnanie? Bo już od poniedziałku ostatecznie wprowadzam się do Łodzi. Muszę rozstać się z moim pokojem, łóżkiem, moimi pieskiem Emisią oraz Zenusiem:( ( chociaż Zenusia zobaczę już w przyszłą sobotę:)) Jutrzejszy dzień spędzam u rodzinki w Warszawie, więc liczę na dobrą zabawę. Jak już wcześniej wspominałam póki co nie mam internetu, więc przez najbliższy tydzień blog spowije kurz:( Trzymajcie się:)
A poniżej już zdjęcia z dzisiejszego dnia RPA oraz najnowsze zdjęcie Zenusia-Zezolka bez ucha:)

"Młodość" J.M.Coetzee

"Studium poszukiwania.
Zawiedziony beznadzieją życia w Afryce dwudziestokilkuletni Jonh ucieka do Londynu. Przyjeżdża z nadzieją na odnalezienie własnego miejsca i pomysłu na przyszłość. Poszukuje wolności od toksycznych relacji w Cape Town. Paradoksalnie, zatrudnia się w wielkiej korporacji IBM, wyspecjalizowanej w doskonałym formatowaniu zatrudnionych osób. Wciśnięty w sztywny garnitur, sprzedaje się, by płacić za namiastki miłości. Wykorzystując kolejne kobiety, stacza się na dno upokorzenia. Jedyny ratunek znajduje w literaturze. Musi pisać, by odzyskać szacunek do samego siebie. "Młodość" to kolejna, po "Chłopięcych latach", powieść o charakterze autobiograficznym. Wyjątkowa na tle całej twórczości noblisty, bo pierwsza, która odsłania zwykle przemilczane tematy młodości – bardzo intymne, wstydliwe."

Jest to pierwsza powieść autobiograficzna zdobywcy Nagrody Nobla z 2003 roku. Młody John wyjeżdża z Afryki do Londynu, w celu odnalezienia swego ja i miejsca na ziemi. Nasycony jest optymizmem, wiarą we własne możliwości i chęcią życia na własną rękę. Młodzieniec musi zmierzyć się ze swymi sprzecznymi emocjami, wyścigiem szczurów oraz zmierzyć z rozterkami codziennego życia. Chłopak dorasta i nie do końca jest przekonany, czego wymaga od życia i co tak naprawdę jest dla niego ważne. Waha się pomiędzy matematyką i literaturą , miłością a przelotnymi znajomościami, rodziną a całkowitą wolnością i niezależnością. Często się denerwowałam na Johna, bo od początku wybierał sprzecznie ze mną. I dlatego skończył tak jak skończył. Chyba nie potrafię zrozumieć naiwności dorastających facetów i strasznie mnie to irytowało:) Przygnębienie i niemoc zaczyna przedzierać się do jego życia, nad czym nie ma kontroli.Ta książka troszkę przypomina mi styl Murakamiego, dlatego czytało mi się ją bardzo przyjemnie.

9.17.2009

Łańcuszkowo:)

Dziś daję się wciągnąć w łańcuszek "gdybaniowy" przez Germini i Magrat

Co by było:
1) gdyby ceny baryłek ropy i wody pitnej były identyczne?

Ludzie bardziej szanowaliby wodę i nauczyli się różnych form jej oszczędzania jak np: zakręcania podczas mycia zębów czy zmywania w zlewie napełnionym wodą. Chociaż z drugiej strony to ropa mogłaby stanieć a nie woda okazać się droższa. W takim przypadku z pewnością doszłoby do armagedonu środowiskowego.

2) gdyby zwierzęta były inteligentniejsze niż ludzie?
To one rządziłyby ludźmi i podporządkowałyby ich sobie. Chociaż słyszałam, że świnie są mądrzejsze niż niektórzy ludzie. Trudno mi się z tym nie zgodzić:)

3) gdyby ludzie nie potrzebowali snu?
To pytanie wymyślił pewnie miłośnik sagi Meyer:) Gdybym ja nie potrzebowałabym snu i całe życie kipiała energią, z pewnością wykorzystałabym to w celach książkowo-naukowo-lingwistycznych. Chyba na świecie nie byłoby spokoju i wszyscy byliby pogrążeni w chaosie. Przecież ile uroku jest w uśpionym o poranku świecie:)

4) gdyby ludzie nosili swoje domy na plecach niczym żółwie?
Musieliby być rozmiarów 10 piętrowego wieżowca:)

5) gdyby ludzie musieli spędzać co trzeci rok poza krajem swojego urodzenia?
Z pewnością mieli by większe perspektyw na przyszłość, znaliby mnóstwo ciekawych ludzi i niepowtarzalne miejsca:)

Bardzo się odprężyłam przy łańcuszku:) A tak poza blogiem to troszkę mi się znowu pokomplikowało:) Okazało się , że moje praktyki studenckie przeciągną się do 2 października i już od poniedziałku na stałe zamieszkam w Łodzi. Wszystko super fajnie z jednym wyjątkiem. Nie mam tam jeszcze internetu, ale wytrwale nad tym pracuje, więc ten stan nie potrwa zbyt długo:) Czekam właśnie na znajomego z dużym dostawczym, który przetransportuje kanapy, pościele, lampy i inne cuda niewidy:) Ściskam gorąco:)


9.14.2009

Zmęczona

Dzisiejszy post będzie pełen narzekań:) Wstałam przed 6 i jechałam 1,5 godziny pociągiem do Łodzi, aby kontynuować moje studenckie praktyki. Spędziłam z 5 godzin w Katedrze Endokrynologii Ogólnej wykonując tzw PCR i manipulując DNA na wszelakie sposoby:) Kiedy skończyłam, biegiem leciałam na Dworzec Kaliski, gdzie zaatakował mnie tłum kibiców koszykówki (w hali obok dworca odbywały się mecze), przekonując o potędze Polaków. Okrążyli mnie ze śpiewem "Polska, biało- czerwoni" oraz "Kto wygra mecz ?!-Polska!". Dostałam nawet zaproszenie na oglądanie wspólnie z nimi tego meczu, jednak ładnie podziękowałam i uciekłam na pociąg, w którym spędziłam kolejne 1,5 godziny. Jutro przeprowadzam się do Łodzi, a nawet nie jestem jeszcze spakowana. Jak wróciłam, musiałam zając się pracą, bo niedługo mój pracodawca straci do mnie cierpliwość:) Przez 2 -3 najbliższe dni mój blog niestety zamilknie. Jak tylko skończę praktyki i odzyskam panowanie nad chaosem, panującym obecnie wszędzie, napiszę;) Trzymajcie za mnie kciuki, wracam niebawem:)

9.13.2009

"Blondynka wśród łowców tęczy" Beata Pawlikowska

"Ciąg dalszy przygód Beaty Pawlikowskiej - podróżniczki, pisarki i autorki audycji "Świat według blondynki" w Radiu Zet - w amazońskiej dżungli. W tym najbardziej nieprzewidywalnym miejscu na ziemi czas biegnie rytmem zwanym "jungle time", nikt do nikąd się nie spieszy, a cenniejszy od pieniędzy jest szósty zmysł, dzięki któremu wojownik może upolować zwierzę, zanim ono upoluje jego. "To jest życie na zupełnie innej planecie" - pisze Autorka.
Dzięki Beacie Pawlikowskiej zobaczysz, co kryje wieczny półmrok panujący w dżungli. Dowiesz się, ile czasu potrzebują piranie na pożarcie żywej krowy, jaki płaszcz przeciwdeszczowy najlepiej sprawdza się w dżungli, z czego robi się "masato", czym pachną Indianie i dlaczego czółno zachowuje się jak nieujarzmiony rumak.
Poznasz przerażające możliwości małej rybki "canero", przy której pirania wydaje się poczciwą starą szkapą oraz niekonwencjonalny sposób wykorzystania ropuchy. Odkryjesz też, co zobaczył szaman w oczach naszej podróżniczki. Na końcu znajdziesz rozdział pt. "Wszystko co chcielibyście wiedzieć o bananach, ale nie wiedzieliście, że można o to zapytać".

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką przyjemność przyniosła mi lektura tej książki. Uwielbiam takie wydania z kolorowymi zdjęciami i w dużym formacie. Podróżniczka opisuje nam swoje przygody w dzikiej, nieokiełznanej dżungli. Jej styl pisania bardzo przypomina mi Cejrowskiego, którego książki również pochłaniają bez reszty. Podziwiam autorkę za odwagę. Ja chyba nie zdecydowałabym się na samotną podróż w tak niebezpieczne zakątki świata. Dodatkowym plusem są, słynne już, rysunki pani Beaty. Zawsze jak na nie patrze , śmieje się sama do siebie, bowiem mają sobie coś ze stylu małej, beztroskiej dziewczynki. Oczywiście w bardzo pozytywnym znaczeniu. Autorka dodaje do książki ponad 40 przepisów na potrawy, ciasta i zupy z bananami. Temu owocu poświęcony jest jeden z rozdziałów. W taki pochmurny dzień jak dziś, lektura "Blondynki wśród łowców tęczy" pomaluje szarość dnia na 7 wspaniałych kolorów.:)

9.11.2009

"Kobieta w bieli" Wilkie Collins

"Wilkie Collins (1842-89), syn znanego pejzażysty, ukończył prawo, lecz jako zawód obrał literaturę. Od 1859 r. współpracuje z Dickensem w jego periodykach "Household Words" i "All the Year Round". W tym drugim piśmie drukuje w odcinkach w r. 1860 "Kobietę w bieli", dzięki której miał zyskać miano ojca angielskiej powieści kryminalnej. Oprócz zwartej konstrukcji, doskonałej charakterystyki postaci, bardzo plastycznego obrazu ówczesnej obyczajowości, "Kobietę w bieli" cechuje zręczne poprowadzenie wątku sensacyjnego, trzymającego czytelnika w napięciu od pierwszych do ostatnich stron. Zapewnia to powodzenie powieści po dziś dzień, czego dowodem są współczesne adaptacje telewizyjne. Collins jest autorem kilkunastu powieści, z których poza wznawianą obecnie "Kobietą w bieli" ukazał się w Polsce "Kamień księżycowy". "

Jedno wielkie ufffff:) Książkę czytałam bardzooo długo. Wiem, że wiele osób nawet jej nie kończy, uznając, że jest zbyt długa i nużąca. Fakt, mój tom posiada 640 kartek zapełnionych mikroskopijnym druczkiem. Co do samej treści, uważam ją za ciekawie się zapowiadającą, środek męczy niemiłosiernie, lecz warto przez niego przebrnąć,aby powieść znowu nabrała rumieńców. Uwielbiam literaturę z takim klimatem jak "Kobieta w bieli". XIX-wieczna Anglia, spisek, choroba psychiczna, miłość, nieporozumienia oraz chaos. Ciężko się połapać w tej szalonej historii. Postacie podejrzane okazują się być niewinnymi a przyjaciele - wrogami. Oczywiście wszystko to nakrapiane wyniosłym zachowaniem i obyczajami arystokracji.A o czym jest sama powieść? Jest to historia dwóch sióstr, których los odmieni romantyczny nauczyciel rysunku. Zakochuje się w jednej z nich, jednak ich uczucie zostaje wystawione na ciężką próbę, bowiem dziewczyna przeznaczona jest dla innego. Tajemniczy małżonek posiada sekret, którego ujawnienie groziłoby skandalem i osobistą klęską. W całą sprawę zamieszana jest pewna kobieta odziana w biel... Czy wydaje się to Wam interesujące? Jeżeli kochacie klasykę i macie dużą dawkę cierpliwości to polecam. Namęczyłam się niektórymi niepotrzebnymi opisami, ale nie żałuję, bo książka zaskakuje od początku do końca.

9.09.2009

Stosikowo 2


Dzisiejszy dzień sprzyjał napadom na antykwariaty i księgarnie:)
Po stronie prawej:
1. "Wielki Gatsby" F.Scott Fitzgerald
2. "Czerwone i czarne" Stendhal
3. "Klub Pickwicka" Karol Dickens
4. "Czas dawno miniony" Mary Lavin
5." Historynka" L.M. Montgomery

Stosik po lewej:
1." Prawda o sprawie Savolty" Mendoza ( prezent od mamy)
2. "Wszystkie szczęśliwe rodziny" Carlos Fuentes
3. "Cleaver" Tim Parks

Dziś będę miała mnóstwo czasu na dokończenie "Kobiety w bieli", bowiem mężczyźni mojego życia (tata i ukochany) zajęci są oglądaniem meczów tzw"ostatnich szans":D:D Siedzę właśnie z kalendarzem i planuje przyszły tydzień. Szykują mi się 4 dni praktyk. Na szczęście idę z koleżanką , więc jakby co to nudzić się będziemy we dwójkę(bowiem we dwójkę raźniej). Dodatkowo czeka mnie przeprowadzka do Łodzi, (wreszcie będę miała blisko na uczelnię - jednen przystanek!) urodziny babci i wyjazd do rodziny do stolicy. Gdzieś oczywiście znajdzie się miejsce na lektury, najpewniej w pociągach i tym podobnych:) Pozdrawiam Was gorąco:)

9.08.2009

Zenuś - The movie

Musicie mi wybaczyć tę moją małą obsesję na punkcie Zenusia:)

9.07.2009

Stosikowo


Dzisiaj dostałam paczkę z księgarni Muza. Jakaż to radość dla moich oczek, widzieć tyle Murakamiego naraz:) Na stoliku czeka awizo do odebrania a w nim Mendoza:)
Nie chcę sobie nawet wyobrażać , że już powoli moje wakacje dobiegają końca. Przed oczami znowu mam opasłe tomy podręczników i ciągły pośpiech. Staram się skorzystać z tych ostatnich dni, które przyniosły mi lekkie przeziębienie:( Pozdrawiam Was tym razem zza kubka z ciepłą herbatką z miodem i zimnym nosem:)

ps: a na deser najnowsze zdjęcie Zenka:) ( na początku pisałam,że nazywa się Pierwsza w nocy, ale jednak jest to chłopiec:P)


9.05.2009

Urodziny króla

"Urodził się na egzotycznej wyspie Zanzibar w Afryce(kolonia brytyjska) 5 września 1946 roku, jako Farrokh Bulsara, syn dyplomaty. Dzieciństwo spędził w Bombaju, otoczony luksusem. W 1964 Bulsarowie przenieśli się do Anglii, Freddie zaczął studia w Ealing College of Art i wtedy prawdopodobnie zmienia nazwisko na bardziej angielskie. Około 1969 roku poznaje Rogera Taylora i Briana May'a, grających w kapeli Smile, którego wokalistą jest nikomu nieznany dziś Tim Staffell. Mercury chodzi za muzykami i truje, że gdyby on śpiewał, dawno byliby gwiazdami. Po odejściu znudzonego brakiem sukcesu Staffella dają mu szansę. Freddie ostro zabiera się do dzieła - przede wszystkim zmiana nazwy grupy na QUEEN, potem poszukiwania godnego basisty, którym miał szczęście zostać John Deacon. Sukces nie przyszedł od razu- pierwsze albumy nagrywane po nocach, gdy ze studia nie korzystały inne zespoły, pzechodziły raczej bez echa. Dopiero czwarta płyta "A night at the opera" z monumentalną piosenką BOHEMIAN RHAPSODY zmieniła wszystko. Nagle Queen staje się grupą na skalę światową. Potem już tylko wielomilionowe nakłady płyt, setki fanclubów i wielotysięczne stadiony - Wembley 1986 to już legenda. Mercury czerpał życie garściami - był do tego stworzony. Pieniądze i sława (choć czasem męcząca- nienawidził wywiadów, bo jak sam mawiał poza sceną był raczej nieśmiały) pozwoliły mu żyć jak chciał, w luksusie, nieskrępowaniu i pasji tworzenia. Każdy kto się z nim zetknął przyznaje, że ten skandalizujący i charyzmatyczny na scenie showman miał w rzeczywistości ujmującą osobowość. Koniec lat osiemdziesiątych to chwila wytchnienia i solowej działalności. Jako pierwszy rockowy piosenkarz odważył się nagrać płytę z divą operową. Śmiało można powiedzieć, że Mercury dorównuje głosem Montserrat Caballe; a album BARCELONA jest niesamowity. Rok 1991 - kiedy pojawia się kolejna płyta Queen INNUENDO, nikt nie zdaje sobie sprawy (mimo krążących cały czas plotek) z tragedii Mercury'ego, który umiera z powodu AIDS. Innuendo jest fascynujące, ale bolesne dla wszystkich fanów którzy wiedzą, żę to ostatnie tchnienie wokalisty- (pozostało to, co miał najlepszego - najpiękniejszy głos pod nieboskłonem). 23 listopada 1991 roku ,będąc już w agonii, każe ogłosić, że walczy z AIDS. 24 LISTOPADA 1991 FREDDIE MERCURY UMIERA. The Show Must Go On. "

Oglądałam kiedyś wywiad z Freddim, w którym przyznał się , że nienawidzi czytać książek, bo szkoda mu na nie czasu:) Dziś miałam być w Montreux w Szwajcarii na dniach wokalisty, lecz niestety plan nie wypalił:( Planuje dziś obejrzeć ulubiony koncert na Wembley'86, w którym chłopaki dają niesamowity popis swoich umiejętności.:)

8.31.2009

Stosik Hemingwaya i kawowy dzień:)

Pojechałam dziś do Łodzi załatwić parę spraw dla mamy i przy okazji trochę poszalałam:) Poniżej prezentuje Wam nowy zestaw w całości poświęcony Hemingwayowi. Książki kupiłam w antykwariacie Gratka na ulicy Piotrkowskiej( według mnie to najlepszy antykwariat w tym mieście).


Od dłuższego czasu marzyłam o młynku do kawy. Każdy miłośnik tego trunku wie, że nie ma nie lepszego niż świeżo mielona i zaparzona kawusia:) Nadarzyła się okazja do kupna młynka i...zakup dokonał się w naszej(mojej i Filipa) ukochanej palarni kawy - Emona na ulicy Piotrkowskiej 293/295. Nasz guru(właściciel) poczęstował nas pyszną espresso, skomponowaną z różnego rodzaju ziaren Ameryki Południowej. W czasie degustacji nabyliśmy pare paczek kaw smakowych i pare herbatek. Jako gratis dorzucił nam białą herbatę w pąkach kwiatów, która po zaparzeniu rozwija się w kwiat:) Oczywiście jak zawsze po wizycie u Santiaga( taki nadaliśmy mu przydomek) wszystko wokół i w nas pachnie kawą. W drodze powrotnej ukochany nawet w moich włosach wyczuwał aromaty kawy i przypraw:) Ahhh kawa forever:)

ps: czytanie " Kobiety w bieli" ciągnie się w nieskończoność. Książka jest ciekawa ale żmudna. Musicie uzbroić się w jeszcze troszkę cierpliwości:)

8.29.2009

Jak pies z kotem...

Dziś chciałam przełamać stereotyp stwierdzenia "Żyć jak pies z kotem":) Zdjęcia zostały zrobione wczoraj pupilkom mojego narzeczonego. Piesek imieniem Achajka i kotka Ewa Braun (genezę tego imienia pozostawię dla siebie:P) pokazują nam , że można kochać się ponad podziałami:).


Zjechałam dziś do domu i w planach mam sprzątanie i ozdabianie pokoju jarzębiną:) Trzeba zadbać o jesienny nastrój we własnym pokoju. Poza tym mam do przeczytania masę prasy, którą kupuje regularnie co miesiąc, jednak nie zawsze znajduje czas na jej pochłonięcie. I tak oto, czeka na mnie z 8 "Bluszczów", 4 "Zwierciadła" i z 10 "21 wieków". No i uległam zakupom książkowym, ale to za sprawą mamy, która oszalała na punkcie ezoteryki i kupuje tonami pozycje o tej tematyce. Długo zastanawiałam się co wybrać, aż w końcu uległam nowej powieści Mendozy "Prawda o sprawie Savolty":). Mam co robić na długi długi czas.:)

ps: dziś w moim mieście występuje Doda:D Jakieś 500 merów od mojego domu. Niestety prawie wszyscy znajomi, duzi i mali wybyli posłuchać "artystki". Ja, jak zwykle wybrałam Grega Housa i towarzystwo ukochanego:)

8.28.2009

Stare fotografie...

Dzisiaj babcia mojego ukochanego wyciągnęła stary album ze zdjęciami, racząc nas przy tym opowieściami ze swej młodości. Fotografie pochodziły z lat 20-70 i przedstawiały rodzinę, przyjaciół i znajomych w codziennych sytuacjach. Wyblakłe wspomnienia ze spaceru po ogrodzie, z konnej przejażdżki, z wizyty u rodziny lub narodzin nowego potomka. Były i też te z czasów wojny. Młode dziewczęta w ciepłych futrzanych czapach, niepewnie zerkają w stronę obiektywu, mając za plecami potężne czołgi. Co takiego jest w starych fotografiach, że zmuszają nas do refleksji na temat przeszłości? Ludzie, po których zostały już tylko zdjęcia. Miejsca w których pozowali do ujęcia, dziś wyglądają już zupełnie inaczej. Wysoka i szczupła, roześmiana nastolatka wyglądająca jak modelka w retro okularach i kusej spódniczce jest dziś zapracowaną mamą mojego partnera. Świat, w którym żyli tak bardzo poszedł naprzód. Mamy teraz znacznie większe możliwości rozwoju, większe poczucie bezpieczeństwa, wygody życia codziennego, postęp. Więc co łączy ich z nami? Uczucia - przynajmniej dla mnie. Oni i my wierzyli w miłość aż po grób, w przyjaźń na śmierć i życie, mieli marzenia, snuli plany ale też troskali się i smucili, bali się przyszłości a jednocześnie mieli nadzieje na lepsze jutro... co pomyśli człowiek, który za ładnych pare lat wyciągnie z dna szuflady nasze fotografie?

8.27.2009

Nowe zbiory


Pragnę pochwalić się nowymi zdobyczami z biblioteki, oczywiście, tak jak poprzednim razem - wiejskiej:) Wzięłabym więcej, ale przekroczyłabym limit nie tylko biblioteczny ale i noszenia ciężarów przez ukochanego:)
Dwa dni zabijałam nudę poprzez wytwarzanie owocowych soków(marchew, jabłko, jeżyna, malina), czytanie o losach słynnej antropolog Temperance Brennan( mam wersje angielską , więc idzie mi to wolniej), śledzenie poczynań doktora House'a (oj chyba z 10 odcinków:P) i zastanawianiu się nad wyborem kursu językowego( hiszpański czy włoski?). Marzę tylko o tym , żeby z nieba zaczął padać deszcz. Duszę się już w tym upale. A nie nic bardziej orzeźwiającego jak powietrze nasycone ozonem i mokra trawka, po której można beztrosko chodzić na bosaka.
Jakiś czas temu dokonałam własnego odkrycia muzycznego:). Formacja nazywa się Nouvelle Vague ( Nowa Fala). Ta francuska grupa zajmuje się co prawda coverami, ale robi to z niesamowitą klasą i wdziękiem. Zauroczyła mnie do tego stopnia, że doprowadziłam do pokazania nam przez kelnerkę płyt z pod lady:) Moje uczucia zdobył szczególnie utwór "Killing moon"(<- zachęcam do przesłuchania). Jest w nim coś magicznego... A na sam koniec prezentuje fotografie natury, wykonane dziś na spacerku. Na uwagę zasługuje modelka Ropucha:)


8.24.2009

Dmuchawce, latawce , wiatr...


Tęsknie za jesienią!!! Wszyscy Ci, którzy mnie znają, wiedzą ,że temperatura powyżej 20 stopni męczy mnie niemiłosiernie. Dlatego na zewnątrz wychodzę dopiero po 18-stej.:) Dziś przyjechałam do narzeczonego i wybraliśmy się na długi spacer. Wiaterek wiał przyjemnie, wszędzie pachniało zielenią i owocami a wstrętne słoneczko schowało się za chmurkami:) I tak właśnie przyszło mi na refleksję dotyczącą jesieni. Kocham jesienne poranki, dnie i wieczory. Kocham złote liście spadające z drzew, silny wiatr, zapach palonych traw, świecie w moim pokoju, gorącą pistacjową i marcepanową czekoladę w ulubionym kubku. Już dziś robiłam pierwsze przetwory - pomidorki z czosnkiem , cebulką i oliwkami zanurzone w oliwie z oliwek z bazylią. Zrobiłam listę herbat, w które muszę zaopatrzyć się we wrześniu, bo bez ulubionych smaków, jesień nie miałaby tego uroku. Co rok pije te same smaki, dlatego tak bardzo kojarzą mi się z tym czasem. Podsumowując, chłodniejsze klimaty już zagościły w moim sercu:)

Przez parę dni była u mnie ukochana kuzynka z mężem. Obecnie jest w 4 miesiącu ciąży, z czego wszyscy mamy radochę i co chwila głaszczemy ją po brzuchu:) Przez tydzień w moim domu gościły śledzie w każdej postaci i czekoladowe, skondensowane mleka w tubkach:) I do tych drugich już tak przywykłam , że od jutra muszę znowu zacząć intensywne treningi:) Kupiłam dziś dwie książki kulinarne. Pięknie wydane albumy - "Wiosna/Lato w kuchni" oraz " Jesień/zima w kuchni". Klika z przepisów muszę wypróbować w nadchodzącym miesiącu. Tydzień planuje spędzać na spacerach, czytaniu, nauce hiszpańskiego i myśleniu o zbliżającej się porze roku:) Całuje Was - Wasza Pani Jesień:*:P

8.23.2009

"Ból kamieni" Milena Agus

"Powieść o czekaniu i poszukiwaniu. Historia kobiety opowiedziana przez jej wnuczkę.
Babcię narratorki poznajemy w 1943 roku, kiedy wbrew własnej woli wychodzi za mąż za czterdziestoletniego wdowca, do szaleństwa w niej zakochanego. Dziwne to małżeństwo – dwoje ludzi, którzy prawie ze sobą nie rozmawiają i sypiają po przeciwnych stronach łóżka. Siedem lat później kobieta zostaje skierowana na leczenie do uzdrowiska. Tam poznaje Weterana – mężczyznę żonatego, kalekę – którego pokocha. Po raz pierwszy pokocha naprawdę. Przez całe dalsze życie będzie wracała pamięcią do tamtego czasu i szukała swojej miłości. Czy uda jej się znaleźć spełnienie?
Autorka subtelnie łączy opisy świata zewnętrznego – powojenna Sardynia – i wewnętrznego, w którym najważniejsze jest uczucie.
Bez patosu, morałów czy banału, za to z lekkością i poczuciem humoru. Wartościowa, piękna powieść. "

Historia piękna, wzruszająca i boleśnie realna. Wnuczka opowiada nam historię życia swej babki, uważanej przez otaczających ją ludzi za wariatkę. Narratorka stara się zrozumieć i usprawiedliwiać decyzje podejmowane przez babcię. Tym samym, sama próbuje odpowiedzieć sobie na pytania dotyczące życia, miłości, poszukiwania własnego "ja". W opowieści wnuczki, odnajdujemy opis relacji pomiędzy pozostałymi członkami rodziny. Nie są one zawsze takie oczywiste. Wiele tu niedomówień, braku zrozumienia oraz drobnych kłamstw. Troszkę irytowało mnie w jaki sposób ułożyli sobie relacje owa babcia z mężem. Byli sobie zupełnie obcy, nie byli ciekawi własnych marzeń i unikali się jak mogli. Tytułowe "kamienie" to zarówno medyczny problem starszej pani, która z tego powodu, często traci płód, jak i metafora niemego cierpienia dotykającego kobietę, która musi wybierać pomiędzy rozsądkiem a wyobraźnią. Powieść bardzo wciągająca i zaskakująca. To, co wydaje się być oczywiste z biegiem wydarzeń , nabiera zupełnie innych kształtów. Polecam "Ból kamieni" każdemu, kto czuje potrzebę , zastanowienia się uczuciami i problemami samotnych kobiet.

8.22.2009

"Zapiski ze złego roku" J.M. Coetzee

"Dystyngowany starzejący się pisarz JC poznaje sąsiadkę Anyę, filipińską piękność, i pod wpływem impulsu nakłania ją, by przepisywała notatki do jego esejów. Początkowo obojętna wobec mechanicznej pracy sekretarki Anya powoli zanurza się w świat poglądów pisarza i zaczyna z nim polemizować. Rozważania o moralności polityków, hańbie wojny w Iraku, pedofilii czy matematyce i muzyce zderza z własnymi przekonaniami prostej, zaradnej dziewczyny. W tej dyskusji uczestniczy Alan, partner życiowy Anyi, cyniczny finansista nowej epoki, reprezentujący wszystkie wartości, którymi JC pogardza. Jednocześnie między pisarzem i dziewczyną powstaje przesycona erotyzmem, skomplikowana więź.
"Zapiski ze złego roku" to rozpisana na trzy głosy, niepozbawiona humoru polemika między staroświeckim umiłowaniem szczerości a bezlitosnym pragmatyzmem wolnego rynku. Obecne w powieści motywy autobiograficzne powodują, że głos Coetzee'ego brzmi czysto i porażająco szczerze. Jego bohater, zawieszony między pożądaniem i niemocą, honorem i śmiesznością, przeprowadza bilans swoich stanowczych przekonań, a zarazem doświadcza ostatniej wielkiej miłości życia."

Ciekawym zabiegiem jest forma książki. Nie jest to jednostajna powieść, lecz jak przekonuje wydawca - dyskusja na trzy głosy. Pierwszy głos, to głos samego Coetzzego na temat polityki, uczuć, muzyki czy społeczeństwa. Jego zapiski są szalenie ciekawe i wynikają z lat obserwacji i doświadczenia. W drugiej części poznajemy młodą kobietę imieniem Anya. Zostaje ona zatrudniona jako maszynistka i niewątpliwie wprowadza zamieszanie w życiu dojrzałego pisarza. Jej świat wydaje mi się prosty i naiwny. Kiedy czytałam jej relację, miałam wrażenie, że kobieta nie ma pomysłu na własne życie i nie do końca wie, czego od niego oczekuje. Jest zagubiona, lecz próbuje udowodnić samej sobie, że olbrzymia pewnością siebie pobije świat. Trzeci głos to wspomienia pisarza dotyczące całej sytuacji. Opowiada nam o tworzeniu notatek i współpracy z kusicielką. Z jego perspektywy zdarzenia wyglądają nieco inaczej. Mężczyzna jest świadom uroku kobiety, ale i jej próżności. Mimo to, szanuje ją i w pewnym sensie podziwia. Łatwo porównać można różnice pomiędzy zapiskami pisarza oraz Anyi. Doświadczenie i nieodpowiedzialność, pokora i roztrzepanie, równowaga i całkowita dysharmonia.
Książkę oceniam wysoko. Jedynym minusem było kłopotliwe przerzucanie kartek. Strona bowiem, podzielona jest na 3 części i ciężko nadążać za wszystkimi naraz.

8.16.2009

"Opowieść rozbitka" Gabriel Garcia Marquez


"28 lutego 1955 r. dowiedzieliśmy się, że ośmiu członków załogi niszczyciela "Caldas", należącego do kolumbijskiej marynarki wojennej, wypadło za burtę i zaginęło podczas sztormu na Morzu Karaibskim. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania rozbitków, przy współpracy z jednostkami amerykańskimi ze strefy Kanału Panamskiego, przeprowadzającymi kontrolę wojskową oraz inne miłosierne akcje na południu Karaibów. Po czterech dniach zaniechano poszukiwań i oficjalnie uznano marynarzy za zmarłych. A jednak w tydzień potem jeden z nich, na wpół żywy, pojawił się na jednej z bezludnych plaż północnej Kolumbii, po dziesięciu dniach dryfowania na tratwie bez jedzenia i picia. Nazywał się Luis Alejandro Velasco. Książka ta jest dziennikarskim zapisem tego, co mi opowiedział i co ogłosiłem w miesiąc po katastrofie w bogotańskim dzienniku "El Espectador"

Kolejna interesująca książka Marqueza. Jest to zapis wspomnień pewnego rozbitka, dryfującego na nieznanych wodach bez szans na przeżycie. A jednak udaje mu się wyjść z tej niebezpiecznej przygody bez większych opresji. Narrator opisuje swoje męki, przywidzenia oraz przejmującą chęć ocalenia. Opowiada nam o żarłocznych rekinach i dających nadzieję, łagodnych mewach. Udowadnia nam, że człowiek jest w stanie znieść bardzo wiele, kiedy walczy o życie. Czasem nawet podświadomie. Historia może bez większego polotu, ale za to niezwykłe ciekawa i przejmująca. Podczas czytania od razu przypomniała mi się książka Yanna Martela "Życie Pi". Obie historie dosyć podobne. Chociaż z tego co pamiętam bohater "Życia Pi" błądził po wodach 7 miesięcy, natomiast Luis zaledwie( albo aż)10 dni. Lektura warta Waszej uwagi. Polecam:)

8.15.2009

"Szarańcza" Gabriel Garcia Marquez


"W dogorywającym już po okresie ekonomicznej świetności Macondo umiera znienawidzony niemal przez wszystkich lekarz, który niegdyś odmówił całemu miesteczku swojej pomocy. Teraz nadeszła dla Macondo chwila odwetu: lekarzowi zostanie odmówiony pochówek. Chyba że znajdzie się ktoś, kto - wbrew miasteczku i pewnie samemu sobie - wyłamie się, by spełnić "haniebny obowiązek".
W swej debiutanckiej powieści przyszły noblista potrafił, we właściwy sobie sposób, połączyć narastające napięcie klasycznego westernu z nierozerwalnym konfliktem sumień antycznej tragedii, tworząc zarazem jedną z pierwszych "pieśni" eposu o Macondo i rodzie Buendia."

Po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Marqueza podczas czytania "Miłości w czasach zarazy". Tamta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. "Szarańcza" również sprostała moim oczekiwaniom,mimo że, była w troszkę innym stylu. Nie dziwę się, że Marquez w 1982 roku dostał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości. Potrafi on doskonale przedstawić realne, codzienne życie w magiczny sposób. Śmiało można powiedzieć,że książka ma charakter elegii. Jest bowiem refleksyjna i utrzymana w tonie rozpamiętywania przeszłości. Tę przeszłość widzimy oczami dorosłego mężczyzny( dziadek/ojciec), młodej kobiety( córka/matka) oraz malutkiego chłopca(wnuczek/syn). Każde wspomnienie jest inne, mimo że, dotyczą podobnych kwestii. Podczas czytania książki, doszłam do wniosku, że przypomina mi antyczną tragedię. Śmierć znienawidzonego przez lud doktora już się dokonała i nie można tego cofnąć. To w jaki sposób zachowują się bohaterowie książki Marqueza skłania nas do przemyśleń nad problemami honoru, przyjaźni i strachu. Cieszę się, że to właśnie ta książka była moją pierwszą w Projekcie Nobliści.

8.12.2009

Wizyta w Poznaniu

Od soboty do dzisiaj "balowałam" z narzeczonym w Poznaniu. Dlatego ta przerwa w pisaniu postów. Zwiedziliśmy masę antykwariatów i wiecie co? I nic, totalna pustka. Nie znalazłam zupełnie nic dla siebie. Aż sama się zdziwiłam, no ale widocznie tak musiało być;) Byłam troszkę zmartwiona ale szybko mi przeszło, bo poszliśmy na przepyszną kawę w niesamowicie klimatycznej kawiarni "Cacao republika". Na drugi dzień zwiedziliśmy Muzeum Archeologiczne na ulicy Wodnej 27. Jako wystawę czasową podziwialiśmy "Dusze maluczkie"-dziecko i dzieciństwo przez wieki. Było szalenie ciekawe. Oczywiście nie tak ciekawe jak starożytny Egipt, za którym przepadam:) Następnie nasze kroki skierowaliśmy do przeuroczej kawiarenki "Lavenda" i tam wypiliśmy nieziemską herbatkę lawendowa z syropem lawendowym. Polecam to miejsce.
Ostanie zwiedzone muzeum to Muzeum Etnograficzne. Na szczególną uwagę zasługuje wystawa fotografii Kazimierza Nowaka promująca jego książkę "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd". Także już mam chrapkę na tę pozycję. Tym bardziej, że uwielbiam książki podróżnicze.
Wczorajszy wieczór spędziliśmy w kinie studyjnym, oglądając film "Tatarak" Andrzeja Wajdy. Uff co to jest za film. Niesamowicie głęboki i osobisty dla Krystyny Jandy. Dla samej aktorki musiało to być nie lada wyzwanie. Gorąco Was zachęcam do obejrzenia tego dzieła!
Noc zakończyliśmy w ogrodzie restauracji "Fanaberia" gdzie wśród hortensji i świec popijaliśmy kawy:ja z kardamonem i karmelem, ukochany z wiśnióweczką a znajomi herbatki różnego rodzaju. Cały wypad uznaje jako bardzo udany:)

"Dziewczyna o szklanych stopach" Ali Shaw

"Dziwne rzeczy dzieją się na odległym mroźnym archipelagu. Niezwykłe skrzydlate stworzenia latają nad skutymi lodem mokradłami, zwierzęta-albinosy kryją się w ośnieżonych lasach, białe meduzy jarzą się w głębinach oceanu. A Ida MacLaird powoli zamienia się w szkło...
Midas Crook stroni od ludzi. Z pasją uwiecznia na fotografiach swój czarno-biały świat. Dzięki Idzie odkrywa inne kolory...
Za wszelką cenę muszą powstrzymać jej zagadkową przemianę. Ale czas ucieka nieubłaganie... "

Bardzooooo dziwna książka! Zapowiadała się tajemniczo, baśniowo. Młoda kobieta powoli zamieniająca się w szkło. Mężczyzna, który stara się do tego nie dopuścić i jednocześnie wspomina dzieciństwo i swojego tajemniczego ojca. To, co mnie urzekło, to niecodzienne opisy przyrody:niebezpieczne klify, ośnieżone drogi i dziwaczne ptaki. Całość tworzy czasami aż przerażający klimat. Sama fabuła bardzo ciekawie pomyślana i oryginalna. Jednak początkująca autorka nie do końca sobie z nią poradziła. Niektórych wątków i dialogów można było uniknąć i bardziej rozwinąć temat Idy i Midasa. Doszukałam się podobieństwa między bohaterem książki a legendarnym Midasem. Zarówno jeden jak i drugi inteligencją nie błysnął.;)Książkę czytało mi się nawet przyjemnie. Warto przeczytać, bo to naprawdę coś zupełnie innego:)

8.06.2009

Nowe nabytki i zdjęcia kociąt


Prezentuje nowy stosik nabyty w ŚK. Uprzejmy pan przy kasie powiadomił mnie, że nowa książka Murakamiego wyjdzie na jesieni:)



Na drugim zdjęciu znajdują się wcześniej wspomniane zdobycze z biblioteki.
Dziś miałam bardzo męczący dzień. Razem z narzeczonym i znajomym szukaliśmy mieszkania na nowy rok akademicki. Jak coś jest fajne to cena za wysoka, a jak tanio, to odpowiednio rudera:) Muszę jednak wykrzesać trochę energii na moją pracę. Dziś zajmę się muzeami Paryża:) Przewodniki mam, materiały mam, nawet mapę mam. Zrobię chyba mocną kawę i siadam do komputera. Trzymajcie za mnie kciuki.
Na sam koniec obiecane zdjęcia nowo narodzonych kociątek. Jedna nazywa się Proteza a druga nosi dumnie imię "Pierwsza w nocy"(bo o tej się urodziła). Wiem, że to drugie mało udane, ale nic nam innego do głowy nie przyszło;)




8.05.2009

"Szanghajska kochanka" Wei Hui

"Na wpół autobiograficzna powieść młodej chińskiej pisarki, wyklęta i zakazana z powodu swojej zmysłowości i poruszania tematów typowych dla kultury Zachodu, a w Chinach uznawanych za tabu. Porównywana do "Buszującego w zbożu" Salingera i "Na drodze" Kerouaca, po części inspirowana twórczością Henry'ego Millera, stanowi głos młodego pokolenia współczesnych Chińczyków, ukazując ich kraj u progu rewolucji społecznej i seksualnej.
Główną postacią książki jest Coco, kelnerka w szanghajskiej restauracji, niecierpliwa życia, pragnąca lepiej poznać samą siebie. Rozdarta pomiędzy dwoma kochankami - Markiem, żonatym mężczyzną z Zachodu, i Tientianem, samotnikiem i narkomanem, którego darzy miłością - pisze powieść, w której stara się opisać targające nią uczucia i emocje. "

Książka mocno wciągająca, dziwna, smutna i wesoła zarazem. Słyszałam wiele opinii, że dzięki tej powieści można poznać prawdziwą kobiecą naturę-tę wyzwoloną i dziką. No cóż, wygląda na to, że nie wiem nic na temat swojej płci. Główna bohaterka- frywolna Coco jest moją zupełną odwrotnością. Kompletnie nie pojmuje jej emocji, czynów oraz marzeń. Przez pół książki opowiada nam o swojej ogromnej miłości do Tientiana, rozczula się nad jego osobą, pragnie być z nim do samej śmierci i jednocześnie wdaje się w romans z pewnym Markiem,na którego widok nieomal nie mdleje i oczywiście też jest jej miłością życia. A sceny erotyczne z jego udziałem opisuje jako przeżycie nieomal metafizyczne i rzecz jasna całonocne;) Mark ma żonę i dzieci, które według siebie oczywiście, kocha na zabój. Spotkanie kochanki i żony omal nie skończyło się przyjaźnią na śmierć i życie. Oczywiście książka kończy się totalnym fiaskiem głównej bohaterki, co jednak przewidywałam od początku. Bo przecież każde kłamstwo kiedys ujrzy światło dzienne i spowoduje totalny zamęt w dotychczasowym życiu. Mimo tego, że nie bardzo potrafiłam wczuć sie w rolę tej niezrównoważonej psychicznie kobiety, książkę oceniam na plus. Autorka przedstawia nam bowiem cienie i blaski życia w Szanghaju. Spacerujemy nocą , kolorowymi uliczkami tego miasta. Miasta, które nigdy nie zasypia. Powstała druga część książki "Poślubić Buddę". Nie wiem czy przeczytam. Z jednej strony jestem ciekawa co ta dziewczyna znowu wymyśli, ale z drugiej strony pewnie będę kląć co drugą stronę. Książka jak widzicie wywołała we mnie spore emocje, a o to chyba chodzi:) Podoba mi się też język, jakim posługiwała się autorka- jest odważny, subtelny i mocno erotyczny. Czy tak można? Przeczytajcie a sami się przekonacie.

8.04.2009

Tahczin, kocięta i podróże dookoła świata

Od paru dni spędzam czas u narzeczonego. W niedzielę przyrządziliśmy tahczin, o którym wspominałam w poście o książce Marshy Mehran. Danie wyszło wyśmienicie. Niestety jest bardzo pracochłonne. Przyrządzenie potrawy zajęło nam 2 godziny. Podam Wam przepis:)

Przygotujcie:
8 szklanek wody
4 szklanki ryżu basmati
4 łyżki oliwy
1,5 kg kurzych piersi
2 średnie cebule
wodę szafranową (4 nitki szafranu rozpuścić w 8 łyżkach gorącej wody)
2 łyżki kurkumy
200 g szpinaku
4 jajka
1,5 szklanki jogurtu naturalnego
2 łyżeczki soli
0,5 łyżeczki pieprzu
opakowanie płatków migdałów
szklanka miodu

Przepis: Ugotować ryż(nie dłużej niż 7 minut). Wlać oliwkę na patelnie. Dodać pokrojone w paseczki piersi kurczaczka, cebulkę i pół porcji wody szafranowej. Smażyć na srednim ogniu 15 minut. Dodać szpinak. Smażyć 5 minut po czym odstawić. W misce ubić jajka z resztą wody szafranowej. Dodać jogurt, sól oraz pieprz. Dołożyć całośc do mięsa ze szpinakiem. Piekarnik nastawić na 175 stopni. Nałtłuścić brytfannę w kształcie babki. I teraz warstwami nałożyć 2 szklanki ryżu, potem mięsko i znowu 2 szklanki ryżu i na to reszte mięska. Całość polać miodem i posypać migdałami. Piec godzinkę. Ostudzić 15 minut i potem ostrożnie odwrócić brytfannę ;) I smacznego!

Tak siedząc na wsi, wpadłam na pomysł odwiedzenia tutejszej biblioteki. No i oczywiście powaliło mnie na kolana. Takich książek jak tutaj, z pewnością nie dostałabym w większości bibliotek w większych miastach. Część z nich dokładam do mojego wyzwania- Projekt Nobliści. Wypożyczyłam:
-"Szarańczę" Marqueza(seria Salsa)
-"Opowieść rozbitka" Marqueza (seria Salsa)
-"Ból kamieni" Mileny Agus (seria z miotłą)
-"Młodość" Coetzzego
-"Zapiski ze złego roku" Coetzzego
Prawda, że całkiem nieżle?

W końcu mam fajną, rozwijającą pracę. Cieszę się jak głupia, bo jest to zajęcie miłe, przyjemne i mam z niego satysfakcję. I wszystko załatwiam przez internet w domciu. Co prawda zajmuje ona 3-4 godzinki dziennie, ale dzielnie to znoszę. Piszę recenzje, dotyczącą ciekawych miejsc na świecie, od Szanghaju po Mazury, na nowym, polskim portalu turystycznym. Opisuje miejsca, nolegi, kuchnie regionalną , zwyczaje ludzi, rozrywki i wiele więcej. Przy okazji dowiaduje się niezwykłych rzeczy o ciekawych zakątach na ziemi. Pracuje ze mną ukochany, także mam wsparcie:)
Dzisiaj w nocy zdarzyło nam się coś niezwykłego. Obudziło mnie przerażliwe miauczenie. Ledwo żywa zapaliłam światło i zobaczyłam obok glowy mojego Filipa rzecz, która mnie zdziwiła. Kotka imieniem Jagusia leżała przy samym uchu śpiącego jeszcze narzeczonego i rodziła małe! Także dziś w nocy na kanapie narodziło się dwoje małych ślicznych kociątek;) Jeszcze nie mamy imion dla małych, ale pewnie coś wymyślimy. Zrobiam zdjęcia kocich pociech i wrzucę je , jak tylko będę miała dostęp do własnego laptopa.
Pozdrawiam Was kocio i miaucząco:) Miau Miau:D

8.01.2009

Krew i Wino

Niedziela mija spokojnie i leniwie. Z narzeczonym urządziliśmy dzień francuski z okazji naszego 4 lecia i 8 miesięcy wspólnego istnienia. Ukochany sam zrobił creme brulee i podał go z kawą czekoladową doprawioną chilii:) Na siebie wzięłam piknik, czyli muzyka francuska, bagietka, ser pleśniowy i czerwone winko:) Także dzisiejszy dzień mija bardzo przyjemnie.
Dla zabawy nakręciłam mini "horror" z udziałem mojego psa. Emisia cudownie udaje zombie. Dramatyczności dodaje mrugnięcie prawym okiem:) Wrzucam Wam go, tak dla poprawy nastroju:)


Oczywiście wspominam dzisiaj Powstanie Warszawskie. Filip(luby) był jednak pierwszy i porwał mi z półki książkę "Kolumbowie" Romana Bratnego. Także czytanie tej pozycji zostawiam na póżniej. Dziś w telewizji wyświetlane są filmy wojenne, koncerty, reportaże oraz wszelakie wspomienia, dlatego urywek dnia poświęce właśnie na to.

"Woda różana i chleb na sodzie"

"Mimo że od wydarzeń przedstawionych w poprzedniej książce upłynęło prawie półtora roku, w Ballinacroagh, nadmorskim miasteczku w Irlandii, na siostry Aminpur nadal patrzy się z nieufnością. Trzy Iranki, które uciekły z kraju tuż przed wybuchem rewolucji, wciąż uważane są za obce, a ich orientalną restaurację niektórzy uznają za miejsce rozpusty.
W życiu sióstr przychodzi czas na zmiany. Mardżan zakochuje się w angielskim pisarzu, szesnastoletnia Lejla przeżywa okres buntu i marzy o dorosłości, a Bahar zaczyna interesować się duchowością chrześcijańską i coraz poważniej myśli o konwersji. Jakby tego było mało, pewnego dnia zaprzyjaźniona z siostrami włoska imigrantka znajduje w zatoce półżywą dziewczynę. Dziewczyna jest w szoku, nic nie mówi – i wszystko wskazuje na to, że próbowała usunąć ciążę...
Marsha Mehran doskonale oddaje atmosferę miasteczka na peryferiach i z humorem odmalowuje prowincjonalną społeczność – z nieznośnymi plotkarami, dyżurnymi dziwakami, fryzjerką-feministką i księdzem, który... zakłada rozgłośnię radiową. "

Książka od pierwszej strony do ostatniej ma swój niepowtarzalny klimat rodem z filmu "Czekolada". Praktycznie czuje się unoszące się w powietrzu smaki, barwy, aromaty potraw i wypieków trzech sióstr. Historia opowiedziana przez Marsha Mehran może nie trzyma w napięciu, ale na pewno wciąga i czyta się ją z dziką przyjemnością. Być może to dziwne,ale trzymając ją w rękach czułam spokój. Akcja rozgrywa się w małym, uroczym miasteczku-Ballinacroagh. Niemal widzimy zielone krajobrazy chłodnej Irlandii oraz wdychamy jej rześkie powietrze. Z pewnością mogę polecić tę książkę. Każda z historii sióstr jest inna. Jedna ciekawsza od drugiej. Życie kobiet ukazane jest z perspektyw różnych grup wiekowych, od nastolatki po dojrzałą kobietę-Estellę. To co mnie w niej dodatkowo urzekło to przepisy kulinarne na końcu książki. Już jutro ugotuje tahczin. Jeśli coś z tego wyjdzie, zamieszcze przepis:)

7.29.2009

Projekt nobliści

Dołączyłam do nowego wyzwania czytelniczego-Projekt Nobliści. Jest to drugie, podjęte przeze mnie wyzwanie, zaraz po Kolorowym czytaniu. Książeczki czytamy w dowolnej ilości oraz dogodnym dla nas terminie. Oczywiście wybieramy autorów, którzy zostali laureatami prestiżowej nagrody Nobla.
Czas na moją listę:
-Doris Lessing "Trawa śpiewa"
- Doris Lessing "Szczelina"
-Orhan Pamuk "Nazywam się czerwień"
-Orhan Pamuk "Dom ciszy"
-J.M Coetzze "Wiek żelaza" ( "Hańbę" już czytałam)
-Imre Kertész"Los utracony"
-Günter Grass "Blaszany bębenek"
-Nagib Mahfuz "Rozmowy nad Nilem"
-Wiliam Golding "Władca much"
-Gabriel Garca Marguez "Sto lat samotności"
-Elias Canetti "Głos Marakeszu"
-Czesław Miłosz "Dolina Issy"
-Aleksander Sołżenicyn "Odział chorych na raka"
-Albert Camus "Dżuma"
-Ernest Hemingway "Komu bije dzwon"


No póki co to by było na tyle. Lista lektur może ulec zmianie. Do wymienionych wyżej pozycji mam dostęp, dlatego też zdecydowałam się na ich przeczytanie;) Zachęcam Was do wzięcia udziału w tym wyzwaniu.


7.28.2009

Prezent od mamy :)

Piszę, żeby się pochwalić prezentem od ukochanej mamy:) Jako, że ma koleżankę, która prowadzi second-hand, poprosiła ją, aby zostawiła dla mnie książki:) Mama przytargała mi do domu masę czytadeł. Oczywiście nie wszystkie mi odpowiadają, ale nie będę wybrzydzać, bo miała bardzo dobre intencje:) Dała mi je i powiedziała z dumą " patrz! po angielsku!":) Czyż ona nie jest kochana?

A tak poza tym, siedzę i piekę czekoladowe ciasto dla narzeczonego:) Mam małe problemy bo strzeliły mi korki i troszkę boję się o przyszłe życie wypieku. Planowałam dziś wybrać się do kina na wspaniały dokument podróżniczy. Niestety przed seansem weszliśmy do naszej ulubionej palarni kawy i film ustąpił miejsca kawusi o smaku mango, wanilii, wisienki , laskom wanilii, cukrowi trzcinowemu i zwykłej czarnej. No cóż, czasem tak bywa:) Może kiedy indziej uda mi się pokonać pokusę:) Pozdrawiam
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...