Etykiety

8.31.2009

Stosik Hemingwaya i kawowy dzień:)

Pojechałam dziś do Łodzi załatwić parę spraw dla mamy i przy okazji trochę poszalałam:) Poniżej prezentuje Wam nowy zestaw w całości poświęcony Hemingwayowi. Książki kupiłam w antykwariacie Gratka na ulicy Piotrkowskiej( według mnie to najlepszy antykwariat w tym mieście).


Od dłuższego czasu marzyłam o młynku do kawy. Każdy miłośnik tego trunku wie, że nie ma nie lepszego niż świeżo mielona i zaparzona kawusia:) Nadarzyła się okazja do kupna młynka i...zakup dokonał się w naszej(mojej i Filipa) ukochanej palarni kawy - Emona na ulicy Piotrkowskiej 293/295. Nasz guru(właściciel) poczęstował nas pyszną espresso, skomponowaną z różnego rodzaju ziaren Ameryki Południowej. W czasie degustacji nabyliśmy pare paczek kaw smakowych i pare herbatek. Jako gratis dorzucił nam białą herbatę w pąkach kwiatów, która po zaparzeniu rozwija się w kwiat:) Oczywiście jak zawsze po wizycie u Santiaga( taki nadaliśmy mu przydomek) wszystko wokół i w nas pachnie kawą. W drodze powrotnej ukochany nawet w moich włosach wyczuwał aromaty kawy i przypraw:) Ahhh kawa forever:)

ps: czytanie " Kobiety w bieli" ciągnie się w nieskończoność. Książka jest ciekawa ale żmudna. Musicie uzbroić się w jeszcze troszkę cierpliwości:)

8.29.2009

Jak pies z kotem...

Dziś chciałam przełamać stereotyp stwierdzenia "Żyć jak pies z kotem":) Zdjęcia zostały zrobione wczoraj pupilkom mojego narzeczonego. Piesek imieniem Achajka i kotka Ewa Braun (genezę tego imienia pozostawię dla siebie:P) pokazują nam , że można kochać się ponad podziałami:).


Zjechałam dziś do domu i w planach mam sprzątanie i ozdabianie pokoju jarzębiną:) Trzeba zadbać o jesienny nastrój we własnym pokoju. Poza tym mam do przeczytania masę prasy, którą kupuje regularnie co miesiąc, jednak nie zawsze znajduje czas na jej pochłonięcie. I tak oto, czeka na mnie z 8 "Bluszczów", 4 "Zwierciadła" i z 10 "21 wieków". No i uległam zakupom książkowym, ale to za sprawą mamy, która oszalała na punkcie ezoteryki i kupuje tonami pozycje o tej tematyce. Długo zastanawiałam się co wybrać, aż w końcu uległam nowej powieści Mendozy "Prawda o sprawie Savolty":). Mam co robić na długi długi czas.:)

ps: dziś w moim mieście występuje Doda:D Jakieś 500 merów od mojego domu. Niestety prawie wszyscy znajomi, duzi i mali wybyli posłuchać "artystki". Ja, jak zwykle wybrałam Grega Housa i towarzystwo ukochanego:)

8.28.2009

Stare fotografie...

Dzisiaj babcia mojego ukochanego wyciągnęła stary album ze zdjęciami, racząc nas przy tym opowieściami ze swej młodości. Fotografie pochodziły z lat 20-70 i przedstawiały rodzinę, przyjaciół i znajomych w codziennych sytuacjach. Wyblakłe wspomnienia ze spaceru po ogrodzie, z konnej przejażdżki, z wizyty u rodziny lub narodzin nowego potomka. Były i też te z czasów wojny. Młode dziewczęta w ciepłych futrzanych czapach, niepewnie zerkają w stronę obiektywu, mając za plecami potężne czołgi. Co takiego jest w starych fotografiach, że zmuszają nas do refleksji na temat przeszłości? Ludzie, po których zostały już tylko zdjęcia. Miejsca w których pozowali do ujęcia, dziś wyglądają już zupełnie inaczej. Wysoka i szczupła, roześmiana nastolatka wyglądająca jak modelka w retro okularach i kusej spódniczce jest dziś zapracowaną mamą mojego partnera. Świat, w którym żyli tak bardzo poszedł naprzód. Mamy teraz znacznie większe możliwości rozwoju, większe poczucie bezpieczeństwa, wygody życia codziennego, postęp. Więc co łączy ich z nami? Uczucia - przynajmniej dla mnie. Oni i my wierzyli w miłość aż po grób, w przyjaźń na śmierć i życie, mieli marzenia, snuli plany ale też troskali się i smucili, bali się przyszłości a jednocześnie mieli nadzieje na lepsze jutro... co pomyśli człowiek, który za ładnych pare lat wyciągnie z dna szuflady nasze fotografie?

8.27.2009

Nowe zbiory


Pragnę pochwalić się nowymi zdobyczami z biblioteki, oczywiście, tak jak poprzednim razem - wiejskiej:) Wzięłabym więcej, ale przekroczyłabym limit nie tylko biblioteczny ale i noszenia ciężarów przez ukochanego:)
Dwa dni zabijałam nudę poprzez wytwarzanie owocowych soków(marchew, jabłko, jeżyna, malina), czytanie o losach słynnej antropolog Temperance Brennan( mam wersje angielską , więc idzie mi to wolniej), śledzenie poczynań doktora House'a (oj chyba z 10 odcinków:P) i zastanawianiu się nad wyborem kursu językowego( hiszpański czy włoski?). Marzę tylko o tym , żeby z nieba zaczął padać deszcz. Duszę się już w tym upale. A nie nic bardziej orzeźwiającego jak powietrze nasycone ozonem i mokra trawka, po której można beztrosko chodzić na bosaka.
Jakiś czas temu dokonałam własnego odkrycia muzycznego:). Formacja nazywa się Nouvelle Vague ( Nowa Fala). Ta francuska grupa zajmuje się co prawda coverami, ale robi to z niesamowitą klasą i wdziękiem. Zauroczyła mnie do tego stopnia, że doprowadziłam do pokazania nam przez kelnerkę płyt z pod lady:) Moje uczucia zdobył szczególnie utwór "Killing moon"(<- zachęcam do przesłuchania). Jest w nim coś magicznego... A na sam koniec prezentuje fotografie natury, wykonane dziś na spacerku. Na uwagę zasługuje modelka Ropucha:)


8.24.2009

Dmuchawce, latawce , wiatr...


Tęsknie za jesienią!!! Wszyscy Ci, którzy mnie znają, wiedzą ,że temperatura powyżej 20 stopni męczy mnie niemiłosiernie. Dlatego na zewnątrz wychodzę dopiero po 18-stej.:) Dziś przyjechałam do narzeczonego i wybraliśmy się na długi spacer. Wiaterek wiał przyjemnie, wszędzie pachniało zielenią i owocami a wstrętne słoneczko schowało się za chmurkami:) I tak właśnie przyszło mi na refleksję dotyczącą jesieni. Kocham jesienne poranki, dnie i wieczory. Kocham złote liście spadające z drzew, silny wiatr, zapach palonych traw, świecie w moim pokoju, gorącą pistacjową i marcepanową czekoladę w ulubionym kubku. Już dziś robiłam pierwsze przetwory - pomidorki z czosnkiem , cebulką i oliwkami zanurzone w oliwie z oliwek z bazylią. Zrobiłam listę herbat, w które muszę zaopatrzyć się we wrześniu, bo bez ulubionych smaków, jesień nie miałaby tego uroku. Co rok pije te same smaki, dlatego tak bardzo kojarzą mi się z tym czasem. Podsumowując, chłodniejsze klimaty już zagościły w moim sercu:)

Przez parę dni była u mnie ukochana kuzynka z mężem. Obecnie jest w 4 miesiącu ciąży, z czego wszyscy mamy radochę i co chwila głaszczemy ją po brzuchu:) Przez tydzień w moim domu gościły śledzie w każdej postaci i czekoladowe, skondensowane mleka w tubkach:) I do tych drugich już tak przywykłam , że od jutra muszę znowu zacząć intensywne treningi:) Kupiłam dziś dwie książki kulinarne. Pięknie wydane albumy - "Wiosna/Lato w kuchni" oraz " Jesień/zima w kuchni". Klika z przepisów muszę wypróbować w nadchodzącym miesiącu. Tydzień planuje spędzać na spacerach, czytaniu, nauce hiszpańskiego i myśleniu o zbliżającej się porze roku:) Całuje Was - Wasza Pani Jesień:*:P

8.23.2009

"Ból kamieni" Milena Agus

"Powieść o czekaniu i poszukiwaniu. Historia kobiety opowiedziana przez jej wnuczkę.
Babcię narratorki poznajemy w 1943 roku, kiedy wbrew własnej woli wychodzi za mąż za czterdziestoletniego wdowca, do szaleństwa w niej zakochanego. Dziwne to małżeństwo – dwoje ludzi, którzy prawie ze sobą nie rozmawiają i sypiają po przeciwnych stronach łóżka. Siedem lat później kobieta zostaje skierowana na leczenie do uzdrowiska. Tam poznaje Weterana – mężczyznę żonatego, kalekę – którego pokocha. Po raz pierwszy pokocha naprawdę. Przez całe dalsze życie będzie wracała pamięcią do tamtego czasu i szukała swojej miłości. Czy uda jej się znaleźć spełnienie?
Autorka subtelnie łączy opisy świata zewnętrznego – powojenna Sardynia – i wewnętrznego, w którym najważniejsze jest uczucie.
Bez patosu, morałów czy banału, za to z lekkością i poczuciem humoru. Wartościowa, piękna powieść. "

Historia piękna, wzruszająca i boleśnie realna. Wnuczka opowiada nam historię życia swej babki, uważanej przez otaczających ją ludzi za wariatkę. Narratorka stara się zrozumieć i usprawiedliwiać decyzje podejmowane przez babcię. Tym samym, sama próbuje odpowiedzieć sobie na pytania dotyczące życia, miłości, poszukiwania własnego "ja". W opowieści wnuczki, odnajdujemy opis relacji pomiędzy pozostałymi członkami rodziny. Nie są one zawsze takie oczywiste. Wiele tu niedomówień, braku zrozumienia oraz drobnych kłamstw. Troszkę irytowało mnie w jaki sposób ułożyli sobie relacje owa babcia z mężem. Byli sobie zupełnie obcy, nie byli ciekawi własnych marzeń i unikali się jak mogli. Tytułowe "kamienie" to zarówno medyczny problem starszej pani, która z tego powodu, często traci płód, jak i metafora niemego cierpienia dotykającego kobietę, która musi wybierać pomiędzy rozsądkiem a wyobraźnią. Powieść bardzo wciągająca i zaskakująca. To, co wydaje się być oczywiste z biegiem wydarzeń , nabiera zupełnie innych kształtów. Polecam "Ból kamieni" każdemu, kto czuje potrzebę , zastanowienia się uczuciami i problemami samotnych kobiet.

8.22.2009

"Zapiski ze złego roku" J.M. Coetzee

"Dystyngowany starzejący się pisarz JC poznaje sąsiadkę Anyę, filipińską piękność, i pod wpływem impulsu nakłania ją, by przepisywała notatki do jego esejów. Początkowo obojętna wobec mechanicznej pracy sekretarki Anya powoli zanurza się w świat poglądów pisarza i zaczyna z nim polemizować. Rozważania o moralności polityków, hańbie wojny w Iraku, pedofilii czy matematyce i muzyce zderza z własnymi przekonaniami prostej, zaradnej dziewczyny. W tej dyskusji uczestniczy Alan, partner życiowy Anyi, cyniczny finansista nowej epoki, reprezentujący wszystkie wartości, którymi JC pogardza. Jednocześnie między pisarzem i dziewczyną powstaje przesycona erotyzmem, skomplikowana więź.
"Zapiski ze złego roku" to rozpisana na trzy głosy, niepozbawiona humoru polemika między staroświeckim umiłowaniem szczerości a bezlitosnym pragmatyzmem wolnego rynku. Obecne w powieści motywy autobiograficzne powodują, że głos Coetzee'ego brzmi czysto i porażająco szczerze. Jego bohater, zawieszony między pożądaniem i niemocą, honorem i śmiesznością, przeprowadza bilans swoich stanowczych przekonań, a zarazem doświadcza ostatniej wielkiej miłości życia."

Ciekawym zabiegiem jest forma książki. Nie jest to jednostajna powieść, lecz jak przekonuje wydawca - dyskusja na trzy głosy. Pierwszy głos, to głos samego Coetzzego na temat polityki, uczuć, muzyki czy społeczeństwa. Jego zapiski są szalenie ciekawe i wynikają z lat obserwacji i doświadczenia. W drugiej części poznajemy młodą kobietę imieniem Anya. Zostaje ona zatrudniona jako maszynistka i niewątpliwie wprowadza zamieszanie w życiu dojrzałego pisarza. Jej świat wydaje mi się prosty i naiwny. Kiedy czytałam jej relację, miałam wrażenie, że kobieta nie ma pomysłu na własne życie i nie do końca wie, czego od niego oczekuje. Jest zagubiona, lecz próbuje udowodnić samej sobie, że olbrzymia pewnością siebie pobije świat. Trzeci głos to wspomienia pisarza dotyczące całej sytuacji. Opowiada nam o tworzeniu notatek i współpracy z kusicielką. Z jego perspektywy zdarzenia wyglądają nieco inaczej. Mężczyzna jest świadom uroku kobiety, ale i jej próżności. Mimo to, szanuje ją i w pewnym sensie podziwia. Łatwo porównać można różnice pomiędzy zapiskami pisarza oraz Anyi. Doświadczenie i nieodpowiedzialność, pokora i roztrzepanie, równowaga i całkowita dysharmonia.
Książkę oceniam wysoko. Jedynym minusem było kłopotliwe przerzucanie kartek. Strona bowiem, podzielona jest na 3 części i ciężko nadążać za wszystkimi naraz.

8.16.2009

"Opowieść rozbitka" Gabriel Garcia Marquez


"28 lutego 1955 r. dowiedzieliśmy się, że ośmiu członków załogi niszczyciela "Caldas", należącego do kolumbijskiej marynarki wojennej, wypadło za burtę i zaginęło podczas sztormu na Morzu Karaibskim. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania rozbitków, przy współpracy z jednostkami amerykańskimi ze strefy Kanału Panamskiego, przeprowadzającymi kontrolę wojskową oraz inne miłosierne akcje na południu Karaibów. Po czterech dniach zaniechano poszukiwań i oficjalnie uznano marynarzy za zmarłych. A jednak w tydzień potem jeden z nich, na wpół żywy, pojawił się na jednej z bezludnych plaż północnej Kolumbii, po dziesięciu dniach dryfowania na tratwie bez jedzenia i picia. Nazywał się Luis Alejandro Velasco. Książka ta jest dziennikarskim zapisem tego, co mi opowiedział i co ogłosiłem w miesiąc po katastrofie w bogotańskim dzienniku "El Espectador"

Kolejna interesująca książka Marqueza. Jest to zapis wspomnień pewnego rozbitka, dryfującego na nieznanych wodach bez szans na przeżycie. A jednak udaje mu się wyjść z tej niebezpiecznej przygody bez większych opresji. Narrator opisuje swoje męki, przywidzenia oraz przejmującą chęć ocalenia. Opowiada nam o żarłocznych rekinach i dających nadzieję, łagodnych mewach. Udowadnia nam, że człowiek jest w stanie znieść bardzo wiele, kiedy walczy o życie. Czasem nawet podświadomie. Historia może bez większego polotu, ale za to niezwykłe ciekawa i przejmująca. Podczas czytania od razu przypomniała mi się książka Yanna Martela "Życie Pi". Obie historie dosyć podobne. Chociaż z tego co pamiętam bohater "Życia Pi" błądził po wodach 7 miesięcy, natomiast Luis zaledwie( albo aż)10 dni. Lektura warta Waszej uwagi. Polecam:)

8.15.2009

"Szarańcza" Gabriel Garcia Marquez


"W dogorywającym już po okresie ekonomicznej świetności Macondo umiera znienawidzony niemal przez wszystkich lekarz, który niegdyś odmówił całemu miesteczku swojej pomocy. Teraz nadeszła dla Macondo chwila odwetu: lekarzowi zostanie odmówiony pochówek. Chyba że znajdzie się ktoś, kto - wbrew miasteczku i pewnie samemu sobie - wyłamie się, by spełnić "haniebny obowiązek".
W swej debiutanckiej powieści przyszły noblista potrafił, we właściwy sobie sposób, połączyć narastające napięcie klasycznego westernu z nierozerwalnym konfliktem sumień antycznej tragedii, tworząc zarazem jedną z pierwszych "pieśni" eposu o Macondo i rodzie Buendia."

Po raz pierwszy zetknęłam się z twórczością Marqueza podczas czytania "Miłości w czasach zarazy". Tamta książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. "Szarańcza" również sprostała moim oczekiwaniom,mimo że, była w troszkę innym stylu. Nie dziwę się, że Marquez w 1982 roku dostał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości. Potrafi on doskonale przedstawić realne, codzienne życie w magiczny sposób. Śmiało można powiedzieć,że książka ma charakter elegii. Jest bowiem refleksyjna i utrzymana w tonie rozpamiętywania przeszłości. Tę przeszłość widzimy oczami dorosłego mężczyzny( dziadek/ojciec), młodej kobiety( córka/matka) oraz malutkiego chłopca(wnuczek/syn). Każde wspomnienie jest inne, mimo że, dotyczą podobnych kwestii. Podczas czytania książki, doszłam do wniosku, że przypomina mi antyczną tragedię. Śmierć znienawidzonego przez lud doktora już się dokonała i nie można tego cofnąć. To w jaki sposób zachowują się bohaterowie książki Marqueza skłania nas do przemyśleń nad problemami honoru, przyjaźni i strachu. Cieszę się, że to właśnie ta książka była moją pierwszą w Projekcie Nobliści.

8.12.2009

Wizyta w Poznaniu

Od soboty do dzisiaj "balowałam" z narzeczonym w Poznaniu. Dlatego ta przerwa w pisaniu postów. Zwiedziliśmy masę antykwariatów i wiecie co? I nic, totalna pustka. Nie znalazłam zupełnie nic dla siebie. Aż sama się zdziwiłam, no ale widocznie tak musiało być;) Byłam troszkę zmartwiona ale szybko mi przeszło, bo poszliśmy na przepyszną kawę w niesamowicie klimatycznej kawiarni "Cacao republika". Na drugi dzień zwiedziliśmy Muzeum Archeologiczne na ulicy Wodnej 27. Jako wystawę czasową podziwialiśmy "Dusze maluczkie"-dziecko i dzieciństwo przez wieki. Było szalenie ciekawe. Oczywiście nie tak ciekawe jak starożytny Egipt, za którym przepadam:) Następnie nasze kroki skierowaliśmy do przeuroczej kawiarenki "Lavenda" i tam wypiliśmy nieziemską herbatkę lawendowa z syropem lawendowym. Polecam to miejsce.
Ostanie zwiedzone muzeum to Muzeum Etnograficzne. Na szczególną uwagę zasługuje wystawa fotografii Kazimierza Nowaka promująca jego książkę "Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd". Także już mam chrapkę na tę pozycję. Tym bardziej, że uwielbiam książki podróżnicze.
Wczorajszy wieczór spędziliśmy w kinie studyjnym, oglądając film "Tatarak" Andrzeja Wajdy. Uff co to jest za film. Niesamowicie głęboki i osobisty dla Krystyny Jandy. Dla samej aktorki musiało to być nie lada wyzwanie. Gorąco Was zachęcam do obejrzenia tego dzieła!
Noc zakończyliśmy w ogrodzie restauracji "Fanaberia" gdzie wśród hortensji i świec popijaliśmy kawy:ja z kardamonem i karmelem, ukochany z wiśnióweczką a znajomi herbatki różnego rodzaju. Cały wypad uznaje jako bardzo udany:)

"Dziewczyna o szklanych stopach" Ali Shaw

"Dziwne rzeczy dzieją się na odległym mroźnym archipelagu. Niezwykłe skrzydlate stworzenia latają nad skutymi lodem mokradłami, zwierzęta-albinosy kryją się w ośnieżonych lasach, białe meduzy jarzą się w głębinach oceanu. A Ida MacLaird powoli zamienia się w szkło...
Midas Crook stroni od ludzi. Z pasją uwiecznia na fotografiach swój czarno-biały świat. Dzięki Idzie odkrywa inne kolory...
Za wszelką cenę muszą powstrzymać jej zagadkową przemianę. Ale czas ucieka nieubłaganie... "

Bardzooooo dziwna książka! Zapowiadała się tajemniczo, baśniowo. Młoda kobieta powoli zamieniająca się w szkło. Mężczyzna, który stara się do tego nie dopuścić i jednocześnie wspomina dzieciństwo i swojego tajemniczego ojca. To, co mnie urzekło, to niecodzienne opisy przyrody:niebezpieczne klify, ośnieżone drogi i dziwaczne ptaki. Całość tworzy czasami aż przerażający klimat. Sama fabuła bardzo ciekawie pomyślana i oryginalna. Jednak początkująca autorka nie do końca sobie z nią poradziła. Niektórych wątków i dialogów można było uniknąć i bardziej rozwinąć temat Idy i Midasa. Doszukałam się podobieństwa między bohaterem książki a legendarnym Midasem. Zarówno jeden jak i drugi inteligencją nie błysnął.;)Książkę czytało mi się nawet przyjemnie. Warto przeczytać, bo to naprawdę coś zupełnie innego:)

8.06.2009

Nowe nabytki i zdjęcia kociąt


Prezentuje nowy stosik nabyty w ŚK. Uprzejmy pan przy kasie powiadomił mnie, że nowa książka Murakamiego wyjdzie na jesieni:)



Na drugim zdjęciu znajdują się wcześniej wspomniane zdobycze z biblioteki.
Dziś miałam bardzo męczący dzień. Razem z narzeczonym i znajomym szukaliśmy mieszkania na nowy rok akademicki. Jak coś jest fajne to cena za wysoka, a jak tanio, to odpowiednio rudera:) Muszę jednak wykrzesać trochę energii na moją pracę. Dziś zajmę się muzeami Paryża:) Przewodniki mam, materiały mam, nawet mapę mam. Zrobię chyba mocną kawę i siadam do komputera. Trzymajcie za mnie kciuki.
Na sam koniec obiecane zdjęcia nowo narodzonych kociątek. Jedna nazywa się Proteza a druga nosi dumnie imię "Pierwsza w nocy"(bo o tej się urodziła). Wiem, że to drugie mało udane, ale nic nam innego do głowy nie przyszło;)




8.05.2009

"Szanghajska kochanka" Wei Hui

"Na wpół autobiograficzna powieść młodej chińskiej pisarki, wyklęta i zakazana z powodu swojej zmysłowości i poruszania tematów typowych dla kultury Zachodu, a w Chinach uznawanych za tabu. Porównywana do "Buszującego w zbożu" Salingera i "Na drodze" Kerouaca, po części inspirowana twórczością Henry'ego Millera, stanowi głos młodego pokolenia współczesnych Chińczyków, ukazując ich kraj u progu rewolucji społecznej i seksualnej.
Główną postacią książki jest Coco, kelnerka w szanghajskiej restauracji, niecierpliwa życia, pragnąca lepiej poznać samą siebie. Rozdarta pomiędzy dwoma kochankami - Markiem, żonatym mężczyzną z Zachodu, i Tientianem, samotnikiem i narkomanem, którego darzy miłością - pisze powieść, w której stara się opisać targające nią uczucia i emocje. "

Książka mocno wciągająca, dziwna, smutna i wesoła zarazem. Słyszałam wiele opinii, że dzięki tej powieści można poznać prawdziwą kobiecą naturę-tę wyzwoloną i dziką. No cóż, wygląda na to, że nie wiem nic na temat swojej płci. Główna bohaterka- frywolna Coco jest moją zupełną odwrotnością. Kompletnie nie pojmuje jej emocji, czynów oraz marzeń. Przez pół książki opowiada nam o swojej ogromnej miłości do Tientiana, rozczula się nad jego osobą, pragnie być z nim do samej śmierci i jednocześnie wdaje się w romans z pewnym Markiem,na którego widok nieomal nie mdleje i oczywiście też jest jej miłością życia. A sceny erotyczne z jego udziałem opisuje jako przeżycie nieomal metafizyczne i rzecz jasna całonocne;) Mark ma żonę i dzieci, które według siebie oczywiście, kocha na zabój. Spotkanie kochanki i żony omal nie skończyło się przyjaźnią na śmierć i życie. Oczywiście książka kończy się totalnym fiaskiem głównej bohaterki, co jednak przewidywałam od początku. Bo przecież każde kłamstwo kiedys ujrzy światło dzienne i spowoduje totalny zamęt w dotychczasowym życiu. Mimo tego, że nie bardzo potrafiłam wczuć sie w rolę tej niezrównoważonej psychicznie kobiety, książkę oceniam na plus. Autorka przedstawia nam bowiem cienie i blaski życia w Szanghaju. Spacerujemy nocą , kolorowymi uliczkami tego miasta. Miasta, które nigdy nie zasypia. Powstała druga część książki "Poślubić Buddę". Nie wiem czy przeczytam. Z jednej strony jestem ciekawa co ta dziewczyna znowu wymyśli, ale z drugiej strony pewnie będę kląć co drugą stronę. Książka jak widzicie wywołała we mnie spore emocje, a o to chyba chodzi:) Podoba mi się też język, jakim posługiwała się autorka- jest odważny, subtelny i mocno erotyczny. Czy tak można? Przeczytajcie a sami się przekonacie.

8.04.2009

Tahczin, kocięta i podróże dookoła świata

Od paru dni spędzam czas u narzeczonego. W niedzielę przyrządziliśmy tahczin, o którym wspominałam w poście o książce Marshy Mehran. Danie wyszło wyśmienicie. Niestety jest bardzo pracochłonne. Przyrządzenie potrawy zajęło nam 2 godziny. Podam Wam przepis:)

Przygotujcie:
8 szklanek wody
4 szklanki ryżu basmati
4 łyżki oliwy
1,5 kg kurzych piersi
2 średnie cebule
wodę szafranową (4 nitki szafranu rozpuścić w 8 łyżkach gorącej wody)
2 łyżki kurkumy
200 g szpinaku
4 jajka
1,5 szklanki jogurtu naturalnego
2 łyżeczki soli
0,5 łyżeczki pieprzu
opakowanie płatków migdałów
szklanka miodu

Przepis: Ugotować ryż(nie dłużej niż 7 minut). Wlać oliwkę na patelnie. Dodać pokrojone w paseczki piersi kurczaczka, cebulkę i pół porcji wody szafranowej. Smażyć na srednim ogniu 15 minut. Dodać szpinak. Smażyć 5 minut po czym odstawić. W misce ubić jajka z resztą wody szafranowej. Dodać jogurt, sól oraz pieprz. Dołożyć całośc do mięsa ze szpinakiem. Piekarnik nastawić na 175 stopni. Nałtłuścić brytfannę w kształcie babki. I teraz warstwami nałożyć 2 szklanki ryżu, potem mięsko i znowu 2 szklanki ryżu i na to reszte mięska. Całość polać miodem i posypać migdałami. Piec godzinkę. Ostudzić 15 minut i potem ostrożnie odwrócić brytfannę ;) I smacznego!

Tak siedząc na wsi, wpadłam na pomysł odwiedzenia tutejszej biblioteki. No i oczywiście powaliło mnie na kolana. Takich książek jak tutaj, z pewnością nie dostałabym w większości bibliotek w większych miastach. Część z nich dokładam do mojego wyzwania- Projekt Nobliści. Wypożyczyłam:
-"Szarańczę" Marqueza(seria Salsa)
-"Opowieść rozbitka" Marqueza (seria Salsa)
-"Ból kamieni" Mileny Agus (seria z miotłą)
-"Młodość" Coetzzego
-"Zapiski ze złego roku" Coetzzego
Prawda, że całkiem nieżle?

W końcu mam fajną, rozwijającą pracę. Cieszę się jak głupia, bo jest to zajęcie miłe, przyjemne i mam z niego satysfakcję. I wszystko załatwiam przez internet w domciu. Co prawda zajmuje ona 3-4 godzinki dziennie, ale dzielnie to znoszę. Piszę recenzje, dotyczącą ciekawych miejsc na świecie, od Szanghaju po Mazury, na nowym, polskim portalu turystycznym. Opisuje miejsca, nolegi, kuchnie regionalną , zwyczaje ludzi, rozrywki i wiele więcej. Przy okazji dowiaduje się niezwykłych rzeczy o ciekawych zakątach na ziemi. Pracuje ze mną ukochany, także mam wsparcie:)
Dzisiaj w nocy zdarzyło nam się coś niezwykłego. Obudziło mnie przerażliwe miauczenie. Ledwo żywa zapaliłam światło i zobaczyłam obok glowy mojego Filipa rzecz, która mnie zdziwiła. Kotka imieniem Jagusia leżała przy samym uchu śpiącego jeszcze narzeczonego i rodziła małe! Także dziś w nocy na kanapie narodziło się dwoje małych ślicznych kociątek;) Jeszcze nie mamy imion dla małych, ale pewnie coś wymyślimy. Zrobiam zdjęcia kocich pociech i wrzucę je , jak tylko będę miała dostęp do własnego laptopa.
Pozdrawiam Was kocio i miaucząco:) Miau Miau:D

8.01.2009

Krew i Wino

Niedziela mija spokojnie i leniwie. Z narzeczonym urządziliśmy dzień francuski z okazji naszego 4 lecia i 8 miesięcy wspólnego istnienia. Ukochany sam zrobił creme brulee i podał go z kawą czekoladową doprawioną chilii:) Na siebie wzięłam piknik, czyli muzyka francuska, bagietka, ser pleśniowy i czerwone winko:) Także dzisiejszy dzień mija bardzo przyjemnie.
Dla zabawy nakręciłam mini "horror" z udziałem mojego psa. Emisia cudownie udaje zombie. Dramatyczności dodaje mrugnięcie prawym okiem:) Wrzucam Wam go, tak dla poprawy nastroju:)


Oczywiście wspominam dzisiaj Powstanie Warszawskie. Filip(luby) był jednak pierwszy i porwał mi z półki książkę "Kolumbowie" Romana Bratnego. Także czytanie tej pozycji zostawiam na póżniej. Dziś w telewizji wyświetlane są filmy wojenne, koncerty, reportaże oraz wszelakie wspomienia, dlatego urywek dnia poświęce właśnie na to.

"Woda różana i chleb na sodzie"

"Mimo że od wydarzeń przedstawionych w poprzedniej książce upłynęło prawie półtora roku, w Ballinacroagh, nadmorskim miasteczku w Irlandii, na siostry Aminpur nadal patrzy się z nieufnością. Trzy Iranki, które uciekły z kraju tuż przed wybuchem rewolucji, wciąż uważane są za obce, a ich orientalną restaurację niektórzy uznają za miejsce rozpusty.
W życiu sióstr przychodzi czas na zmiany. Mardżan zakochuje się w angielskim pisarzu, szesnastoletnia Lejla przeżywa okres buntu i marzy o dorosłości, a Bahar zaczyna interesować się duchowością chrześcijańską i coraz poważniej myśli o konwersji. Jakby tego było mało, pewnego dnia zaprzyjaźniona z siostrami włoska imigrantka znajduje w zatoce półżywą dziewczynę. Dziewczyna jest w szoku, nic nie mówi – i wszystko wskazuje na to, że próbowała usunąć ciążę...
Marsha Mehran doskonale oddaje atmosferę miasteczka na peryferiach i z humorem odmalowuje prowincjonalną społeczność – z nieznośnymi plotkarami, dyżurnymi dziwakami, fryzjerką-feministką i księdzem, który... zakłada rozgłośnię radiową. "

Książka od pierwszej strony do ostatniej ma swój niepowtarzalny klimat rodem z filmu "Czekolada". Praktycznie czuje się unoszące się w powietrzu smaki, barwy, aromaty potraw i wypieków trzech sióstr. Historia opowiedziana przez Marsha Mehran może nie trzyma w napięciu, ale na pewno wciąga i czyta się ją z dziką przyjemnością. Być może to dziwne,ale trzymając ją w rękach czułam spokój. Akcja rozgrywa się w małym, uroczym miasteczku-Ballinacroagh. Niemal widzimy zielone krajobrazy chłodnej Irlandii oraz wdychamy jej rześkie powietrze. Z pewnością mogę polecić tę książkę. Każda z historii sióstr jest inna. Jedna ciekawsza od drugiej. Życie kobiet ukazane jest z perspektyw różnych grup wiekowych, od nastolatki po dojrzałą kobietę-Estellę. To co mnie w niej dodatkowo urzekło to przepisy kulinarne na końcu książki. Już jutro ugotuje tahczin. Jeśli coś z tego wyjdzie, zamieszcze przepis:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...