Etykiety

4.28.2013

"Wzgórze dzikich kwiatów" KImberley Freeman


"Kiedy człowiek przeczyta jakąś książkę, to jest z nią związany już do końca życia.”


Kiedy decydowałam się na lekturę tej książki, myślałam o leniwych, majowych popołudniach. Zarówno piękna okładka, jak i opis z tyłu książki, obiecywały mi bardzo lekką i co za tym idzie, dość banalną, lecz miłą w odbiorze powieść typu saga rodzinna.

Tymczasem "Wzgórze dzikich kwiatów" jest jedną z najlepszych książek, jakie dane mi było w czytać w ostatnim czasie, a nawet w ostatnich latach. Niesamowicie wzruszająca i niewyobrażalnie smutna historia kobiety imieniem Beattie, która musiała zmagać się ze swoimi problemami w trudnych, nie tylko ze względu na wojnę, ale i uprzedzenia społeczne, latach 30. i 40. ubiegłego wieku. Powieść ma także drugi, teraźniejszy wątek. Wnuczka Beattie - Emma - po nieszczęśliwym wypadku dowiaduje się, że babcia przepisała jej w spadku uroczą posiadłość na drugim końcu świata zwaną Wzgórzem Dzikich Kwiatów. Jednak zostawmy historię Emmy, nie jest ona zbyt frapująca, chociaż czyta się ją dość przyjemnie. Książka byłaby znacznie bardziej ciekawa, gdyby autorka skupiła się tylko na wątku Beattie.

Beattie od początku nie ma łatwego życia. Pracuje bardzo ciężko z powodu trudnej sytuacji materialnej panującej w jej rodzinnym domu. Zakochuje się w przystojnym, żonatym Henrym i między dwojgiem wybucha silna namiętność. Owocem tego romansu staje się niespodziewana ciąża dziewczyny. Na wieść o błogosławionym stanie córki, matka Beattie wyrzuca ją z domu. Zakochani zmuszeni się opuścić miasto w obawie przed skandalem i zamieszkują w małym, skromnym domku, gdzieś na przedmieściach. Na świat przychodzi Lucy - prześliczna, rudowłosa istotka. Jednak Henry z dnia na dzień zaczyna coraz bardziej pogrąża się w hazardowy nałóg, przez który cała rodzina popada w poważne finansowe problemy. Sytuacja narasta do takich rozmiarów, że Beattie postanawia uciec z malutką Lucy w poszukiwaniu lepszego jutra. Drzwi do swego domu otwiera przed nią bogobojna kobieta, która umożliwia jej pracę i zapewnia dach nad głową. Jednak ciągły brak środków do życia sprawia, że Beattie podejmuje pracę na okrytym złą sławą wzgórzu, co już na zawsze odmieni jej życie.

Beattie to kobieta wyjątkowa, dla której dumna, niezależność, miłość i siła, to priorytety. Beattie wiedziała, że jest jedną z tych, które same decydują o swoim losie i nie czekają, aż ktokolwiek zrobi to za nie. Po podjęciu pracy na Wzgórzu Dzikich Kwiatów, zdawała sobie sprawę z tego, że stała się tematem do kpin i szykan całej wiejskiej społeczności. Jej kiepska sytuacja materialna dała ojcu jej dziecka podstawy do przejęcia nad małą opieki. Tym bardziej, że żona Henry'ego postanowiła mu wybaczyć i odtąd tworzyli nienaganne małżeństwo. Sprawę zaogniło zakazane uczucie, które spadło na Beattie jak grom z jasnego nieba.

Po śmierci Beattie jej wnuczka stara się odnaleźć, dotychczas owiane mgłą tajemnicy, informacje o swojej babci. Emma natrafia w jej domu na miłosny list do ukochanego, który nie był jej dziadkiem oraz zdjęcie, na którym młoda babcia trzyma na rękach małą dziewczynkę. Emma wie, że jej matka i wuj urodzili się znacznie później, niż wskazywała na to fotografia. Zatem na zdjęciu musi być ktoś zupełnie inny. Czy uda  jej się poznać prawdę?

Fantastyczna, klimatyczna książka, którą pochłonęłam w zaledwie kilka godzin. Każda strona, na której opisane zostały losy Beattie, była dla mnie poruszająca i wyjątkowa. Autorce należy się uznanie, gdyż  dawno nie odczułam tylu mieszanych emocji podczas czytania jakiejkolwiek powieści. Jestem zachwycona stylem autorki i tym, w jaki sposób opisała zawiłe dzieje losu Beattie. Czułam ogromny żal, kiedy przewróciłam ostatnią kartkę w książce.

Emocji, które towarzyszą lekturze tej książki, nie da się chyba opisać. Jestem zauroczona wymyśloną przez autorkę historią. Jestem także pewna, że będę do niej wracać w jakieś upalne, letnie dni. Z chęcią zobaczyłabym powieść na ekranie. Uważam, że książka idealnie nadaje się na scenariusz dla jakiegoś mini serialu produkcji BBC.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

4.22.2013

"Teaching English Through Culture" Joanna Bogusławska, Agata Mioduszewska


Odkąd przyjechałam z Helsinek trochę odzwyczaiłam się od języka angielskiego. Dlatego, aby nie wypaść z obiegu, regularnie uczę się nowych słówek, korzystam z platform naukowych, fiszek i czytam artykuły w języku angielskim. Tym razem moje zainteresowanie wzbudziła książka, dedykowana nauczycielom języka angielskiego. Nie dość, że z pewnością ułatwi ona pracę pedagogom, to dla osób zaawansowanych będzie świetną "ćwiczeniówką".

Autorkami książki są dwie młode kobiety, które mogą pochwalić się dyplomem filologii angielskiej. Obie całe dnie oddają swej pasji jaką jest nauczanie w szkołach wyższych, czytanie literatury angielskiej oraz spędzanie czasu na zagłębianiu wiedzy z kultury/popkultury amerykańskiej. Na podstawie swoich doświadczeń postanowiły wydać książkę, która będzie idealnym narzędziem pracy dla innych nauczycieli.

Książka uczy języka angielskiego w oparciu o kulturę angielską i amerykańską. W trzynastu rozdziałach zostało opisanych 13 świąt oraz rocznic, jakie obchodzone są w krajach, w których włada się językiem angielskim ( np. Halloween, Dzień Niepodległości, Święto Dziękczynienia). Każdy rozdział zawiera kilka czytanek, na różnym stopniu trudności i dlatego można wybrać te, które są dla nas odpowiednie lub przerobić wszystkie po kolei. Do każdego tekstu autorki wymyśliły ćwiczenia, które mają na celu wzbogacenie słownictwa, ćwiczenia pisania oraz prowadzenia żywych dialogów. Ma to ułatwić aktywną pracę uczniów w grupach. Ja prowadziłam długie dysputy z mężem. Warto podkreślić, że cały podręcznik jest w języku angielskim.

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona takim niebanalnym poradnikiem dla nauczycieli. Być może dlatego, że nigdy dotąd nie spotkałam się z taką formą nauki. Materiału starczyło mi na 3 miesiące systematycznej nauki (2-3 razy w tygodniu). Polecam tym, którzy pragną odświeżyć nieco swoją wiedzę i udoskonalić słownictwo. Jeśli macie partnera do konwersacji, ta książka będzie dla Was idealna.

Zajrzeć do książki można tutaj

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Poltext

4.21.2013

"Z innej bajki" Jodi Picolut, Samantha van Leer


         "A skąd wiesz, że sama nie jesteś z książki? I że ktoś o tobie teraz nie czyta"?
 Do autorki  miałam dotychczas ambiwalentny stosunek. Z jednej strony wiedziałam, że zajmuje się ona bardzo masową prozą, którą potajemnie czytają wszystkie gospodynie domowe. Jednak coś podpowiadało mi, że może warto zaryzykować i taki rodzaj powieści dawkowany małymi porcjami, pomoże mi chociaż na chwilę odprężyć szare komórki. Doznałam pewnego rodzaju pozytywnego zaskoczenia, ale w wielki zachwyt nie wpadłam.

Pomysł na książkę wyszedł od córki autorki - Samanthy van Leer. We wstępie Picolut przyznaje, że wspólne pisanie książki, kosztowało je sporo wyrzeczeń. Należy przyznać, że pomysł jest znakomity i dotychczas nie spotkałam się z taka konwencją fabuły.

Główną bohaterką powieści jest 15-letnia Delilah - dziewczyna bardzo odosobniona, wyalienowana, kochająca książki i nieco pozbawiona typowych rozrywek dostępnych dla młodych. Jest taka z własnego wyboru. Nie sili się na udawanie innej niż jest. Nastolatka wychowuje się sama z matką. Jej ojciec odszedł do innej kobiety i założył z nią nową rodzinę. Właśnie dlatego czytana przez nią powieść o księciu, którego ojciec zmarł w rycerskiej walce, tak bardzo przypadła jej do gustu. Delilah zna baśń nieomalże na pamięć. Pewnego dnia zauważa, że rysunek, przedstawiający młodego księcia Olivera, zmienił pozycję i przemówił ludzkim głosem. Okazuje się, że świat przedstawiony za pomocą szeregu liter, żyje w środku książki naprawdę.

Akcja toczy się na dwóch różnych torach. Z jednej strony mamy typowe, bardzo nudne życie Delilah i królewskie, najeżone przeszkodami życie księcia Olivera. Oboje są świadkami nietypowej dla siebie sytuacji i pragną połączyć swoje światy. Czy jednak jest to możliwe? Czy wszystkie powieści mają szczęśliwe zakończenia?

Swojego e-booka pochłonęłam w kilka godzin. Tak bardzo wciągnęła mnie historia, że zapomniałam o całym świecie. Gratuluje córce autorki genialnego pomysłu o istnieniu światów równoległych, z których jedno dzieje się po zamknięciu przez czytelnika książki. Końcówka jest również dość niebanalna i ...baśniowa.

Świetna powieść, idealna raczej dla młodszych czytelniczek, chociaż mając te 25-lat równie mocno przeżywałam każdy zwrot akcji.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

4.15.2013

Początek tygodnia z kawami z pianką

Ostatnio zarzekałam się, że już nigdy nie dodam  mleka do kawy, gdyż to jest czymś w rodzaju profanacji. W mojej lodówce zresztą bardzo rzadko gości mleko. Po przyjeździe z Helsinek nauczyłam się pijać mleko sojowe. Oczywiście bez cukru. Na naszym rynku jest dostępne jedno dobre mleko sojowe, które faktycznie smakuje tak, jak powinno. Kiedy już decydujecie się na zakup mleka sojowego, dokładnie przeczytajcie etykiety. Większość tego typu produktów to napoje sojowe, nie pełnowartościowe mleko.

Ostatnio przeczytałam, że mleko powinno być dodawane do kawy. Dlaczego? Okazuje się, że kawa zawiera w sobie szczawiany, które odpowiedzialną są za wypłukiwanie magnezu z organizmu. Mleko (a dokładnie zawarty w nim wapń) z kolei ma duże powinowactwo do szczawianu i razem z nim tworzy szczawian wapnia. Podobno dzięki temu cenny magnez zostaje w organizmie.

Tym razem udało mi się przetestować 3 nowe smaki.  Dość oryginalne i chyba rzadko spotykane. Można je dostać w tym sklepie internetowym. 

Kawa Rafaello 
Testowałam 100 gramów produktu - kawa w ziarnach.  Są to nasiona arabiki z wyraźną nutą kokosową. Zawsze przepadałam za rafaello. Co więcej, swego czasu pochłaniam strasznie dużo orzechów kokosowych. Dopóki nie dowiedziałam się ile mają kalorii. Połączenie czarnej, mocnej kawy z mlekiem sojowym jest doskonałym pomysłem. Tuż po zmieleniu ziaren i zaparzeniu kawy (parzyłam w tradycyjnej kafetierze) aromat wprost powala na łopatki. To kokos w czystej postaci.  Mała filiżanka kawy w zupełności wystarczała mi za deser. Nie wiem, czy potrafiłabym jeszcze ją dosładzać. Kawa sama w sobie jest bardzo słodka.

Kawa Bananowa
Kawa bananowa już od dawna mnie intrygowała. Wypróbowałam 100 gramów kawy rozpuszczalnej. Wydaje mi się, że woreczek starczył mi na 2-3 tygodnie, więc taka ilość jest bardzo wydajna. Oczywiście wszystko zależy od tego, ile kawy nasypiemy do filiżanki. Spróbowałam dwóch opcji: bez mleka i z mlekiem sojowym.  Napar bez mleka jest omdlewająco bananowy. Jeśli w ogóle można użyć takiego słowa opisując smak kawy. Ten smak banana przypominał mi takie słodycze, sprzedawane chyba w Lidlu. Są to czekoladki w kształcie banana z żółtą masą w środku. Kojarzycie? Jeśli tak, to kawa czarna ma właśnie taki smak. Dodatek mleka sprawia, że smak banana jest znacznie mniej wyczuwalny, bardziej delikatny. Zdecydowanie wolę pierwszą wersję.

Kawa Krem Brulee
Ten deser zna chyba każdy. Uwielbiam ten smakołyk i rozłupywanie łyżeczką kołderki z cukru. Mniam! Rozpuszczalna kawa o tym smaku ma nieco mniej wyrazisty smak i przypomina bardziej karmel z mlekiem. Smak jest bardzo przyjemny, dość cierpki i zaostrza apetyt na słodycze. Na pierwszy łyk czuć śmietankę. Właściwie to smak śmietanki z karmelem. Całość nie jest tak słodka i intensywna, jak kawa bananowa. Jest zdecydowanie bardziej subtelna.

W kolejnych odsłonach kawowych, zaprezentuję nowy sposób parzenia kawy -  z użyciem aeropressu.

Za możliwość wypróbowania kaw dziękuję :


4.14.2013

"Żyj wystarczająco dobrze" Praca zbiorowa



Są takie książki, które potrafią wstrząsnąć naszym dotychczasowym życiem i skierować myśli na inny tor. Do takich książek należy  "Żyj wystarczająco dobrze". Jest to zapis 20 rozmów z najlepszymi polskimi psychologami i terapeutami. Każda rozmowa poświęcona jest innemu zagadnieniu i stanowi podróż do najgłębiej skrywanych tajemnic ludzkiej psychiki.

Terapeuci dzielą się z czytelnikami swoją wiedzą, przytaczają przypadki swoich pacjentów i starają się rozwikłać motywy powszechnych zachowań. Dowiemy się między innymi czym jest osobowość narcystyczna, jak być szczęśliwym w związku, jaką kobietą określamy mianem "borderline", czym jest pracoholizm, jaki wpływ ma na nas dzieciństwo czy wreszcie jak żyć, aby nie zwariować. Teksty mają format wywiadów, które zostały przeprowadzone przez redaktorkę "Wysokich Obcasów" oraz dziennikarza "Gazety Wyborczej"  - Agnieszkę Jucewicz oraz Grzegorza Sroczyńskiego.

Książka wciąga i nie da się nie przeczytać jej od deski do deski. Z każdym rozdziałem miałam wrażenie, że czytam o swoim przypadku. Okazuje się, że każdy może mieć wiele osobowości z jedną cechą osiową, która nas charakteryzuje. Wszyscy musimy na co dzień zmagać się ze swoimi wewnętrznymi demonami i często tę walkę przegrywamy. Wynika to głównie z tego, że w naszym społeczeństwie zakorzeniło się pewne przekonanie. Osoba, która udaje się do psychologa uważana jest za słabą i nie dającą sobie rady z rzeczywistością. Ta sama osoba w Niemczech czy Anglii uznawana jest za silną, szukającą fachowej pomocy i dbającą o swoje zdrowie psychicznie. Musicie przyznać, że ma to sens.

Po lekturze książki długo dyskutowałam z mężem na wybrane tematy. Mąż także pochłonął książkę w oka mgnieniu. Nie jest łatwo żyć w dzisiejszych czasach i nie mieć żadnych problemów ze swoją psychiką. Nasza psychika jest z jednej strony fascynująca, ale z drugiej strony bardzo mnie przeraża. To co potrafimy sobie wmówić, aby uczynić się nieszczęśliwym, widać jedynie z pewnej perspektywy. Ma to miejsce wtedy, kiedy na chwilę zdystansujemy się i spojrzymy na nasze życie z boku. Genialna książka, dająca do myślenia, zmuszająca do refleksji i dyskusji. Oby takich pozycji było na rynku jak najwięcej.

Za lekturę bardzo dziękuję Wydawnictwu Agora

4.13.2013

"Joga. Równowaga ciała, umysłu i duszy." Cynthia Worby


Dwa tygodnie temu udałam się na swoją pierwszą lekcję jogi. Było...ciężko. Nie potrafiłam zapanować nad oddechem, plątały mi się nogi i ręce, a mięśnie drżały z wysiłku. Po 90 minutach ćwiczeń byłam niemal pewna, że jednak joga to nie zajęcie dla mnie. Jednak kiedy wróciłam do domu przypomniało mi się o książce, która cierpliwie czeka na swoją kolej do recenzji. "Joga. Równowaga ciała, umysłu i duszy" wprowadziła mnie w świat jogi, od podstawowej teorii po zawiłe techniki. Na jodze byłam już cztery razy i wiem, że będzie to nieco dłuższa przygoda.

Poradnik to wielka księga (355 stron) zawierająca wszystko, co powinien wiedzieć każdy, kto pasjonuje się jogą. Pierwsze 5 rozdziałów książki ma zapoznać czytelnika z tym, czym jest joga, jakie korzyści płyną z uprawiania jej, jaka jest jej historia i filozofia, a także jakie style jogi wyróżniamy. Rozdział 6 jest rozdziałem wprowadzającym do ćwiczeń i mówi o nastawieniu i motywacji. Bardzo ważny rozdział! Na początku uczymy się poprawnego oddychania, co jest niezwykle ważne i niestety trudne. Przynajmniej dla mnie. Kontrola oddechu to moja pięta Achillesowa. Dlaczego? A no głównie dlatego, że należę do osób, które mają                milion pomysłów na minutę i ich umysł non stop jest czymś zajęty. Uprawiając jogę trzeba się...wyłączyć. Odpłynąć, zapomnieć o obowiązkach i całym świecie. Wtedy skupienie się na oddychaniu jest znacznie łatwiejsze. Ja nadal trenuje.

Następne rozdziały to mówią o asanach i wszystkich pozycjach przyjmowanych przez osobę uprawiającą jogę. Książka omawia pozycje służące jako rozgrzewka, pozycje stojące, siedzące, leżące, skręty i wiele, wiele innych. Wszystko zobrazowane jest ilustracjami, dlatego wykonywanie ćwiczeń nie sprawia żadnych problemów. Studiowanie książki to zajęcie na dobrych kilka miesięcy.

Nadal jest początkująca i wiele wody upłynie zanim to ja nabiorę płynności. Z czasem podobno jest znacznie lepiej, więc wytrwale czekam na efekty uprawiania jogi. Pierwszy tydzień był męczarnią, jednak kolejne zajęcia z instruktorem sprawiły mi więcej radości. Rola instruktora jest niezwykle ważna. Musi on być mentorem ćwiczącego, osobą sympatyczna, otwartą, pomocną. Moja pani instruktor wszystkie te cechy posiada, dlatego bardzo motywuje mnie do ćwiczeń. Wobec tego, polecam nie tylko tę książkę ale i korzystanie z  grupowych zajęć jogi.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Septem

4.10.2013

"Playbook. Podręcznik podrywu" Barney Stinson, Matt Kuhn


Zdecydowałam się na lekturę tej książki, ponieważ uwielbiam serial "Jak poznałem waszą matkę".  Taka rozrywka raz w tygodniu momentalnie i mentalnie poprawia mi nastrój. Kiedy zobaczyłam, że Wydawnictwo Sine Qua Non wydało słynną "biblię Barneya" wiedziałam, że musi być to lektura niezwykle oryginalna i specyficzna w odbiorze. I taka właśnie jest.

Barney Stinson to typowy podrywacz z narcystycznym i egoistycznym podejściem do życia. Jest zawsze perfekcyjny, elegancki, ubrany w najlepszy garnitur i zawsze ma ochotę na podryw. Jego pewność siebie wynika nie tylko z pozycji zawodowej i bogactwa. Barney  jest święcie przekonany o tym, że jest ideałem dla każdej kobiety. Jest to ten typ mężczyzny, który nie jest zbyt wybredny jeśli chodzi o wybór partnerki łóżkowej. Powiem wprost - dla niego liczy się tylko powierzchowność. Bohater serialu "Jak poznałem wasza matkę" nie ma łatwego charakteru i jest mu z tym znakomicie.

Książka została napisana właśnie z perspektywy fikcyjnej postaci, jaką jest Stinson. Na próżno szukać tutaj życiowych i wzniosłych mądrości, zgrabnego stylu wypowiedzi czy melancholii. "Podręcznik podrywu" jest kwintesencją absurdu i humoru. Jest momentami wręcz niedorzeczny, ale ta niedorzeczność jest tutaj największym atutem. Specyficzne podejścia do życia, a przede wszystkim do kobiet, wprawia czytelnika w zdumienie połączone z lekką kpiną. Tylko taki bohater jak Barney, potrafiłby wymyślić tak niecodzienne i kosmiczne sposoby na podryw. Mimo, że potrafi nieźle wkurzyć i poirytować, nie sposób go nie uwielbiać.

Oczywiście należy pamiętać, że książka nie jest poradnikiem dla zdesperowanych i samotnych mężczyzn. Według mnie to świetna gratka dla wielbicieli serialu, którzy doskonale znają postać Barneya i wiedzą, a przede wszystkim lubią jego poczucie humoru.  Myślę, że ten kto nie oglądał serialu nie za bardzo odnajdzie się w lekturze książki.  Jak dla mnie świetna rozrywka bez konieczności wysilania szarych komórek.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu SQN

4.09.2013

"Marie Heinrich. W oczekiwaniu na miłość" Paul Keller


Pierwsze co przyciąga do powieści Paula Kellera to okładka. Ma zupełnie inną fakturę niż większość książek wydawanych na naszym rynku księgarskim. Jest bardziej błyszcząca i pokryta cieniutką folią. Kiedy spojrzymy na obrazek znajdujący się na okładce wiemy, że czeka nas powieść o charakterze obyczajowym, osadzona gdzieś na początku XX wieku. I dokładnie to otrzymujemy.

Tytułowa bohaterka - Marie Heinrich - to młoda i silna dziewczyna, która po śmierci swego ojca przejmuje niejako jego rolę w opiece nad rodzeństwem i pomaga swej matce w codziennych obowiązkach. Jest, jak na tamte czasy, niezwykle odważna i nie boi się bronić swoich poglądów. Przez mieszkańców wsi uważana jest za kobietę mało urodziwą, acz heroiczną i pracowitą. Szczególnie mężczyźni, przyzwyczajeni do swoich cichych, uległych i spokojnych żon, uważają ją za osobliwe zjawisko i zwyczajnie odczuwają w jej towarzystwie strach wymieszany z podziwem. Marie sprawuje pieczę nad swoim rodzeństwem, które wychowuje dość surową ręką. Nie jest jednak oziębła w kontaktach z najbliższymi i potrafi okazać im miłość i oddanie. Jednak sama o sobie ma niezbyt dobre zdanie. Uważa się, za kobietę mało urodziwą, zbyt wysoką i potężną. Kiedy w okolicy pojawia się nauczyciel Neuman, Marie po raz pierwszy zaczyna odczuwać fascynację i pożądanie, którego nie jest w stanie ukryć. Jednak los ma dla niej wiele przykrych niespodzianek, które pokrzyżują jej plany.

Przyznam, że początkowo zupełnie nie potrafiłam odnaleźć się w tej powieści. Pierwsze 30 stron tekstu notorycznie wywoływało u mnie ziewanie i zniechęcenie. Jednak z czasem wciągnęłam się w fabułę i z przyjemnością doczytałam ją do końca. Styl pisarza jest bardzo specyficzny. Książka po raz pierwszy została opublikowana w 1926 roku w kilka lat przed śmiercią pisarza. Sam Keller uważany był za osobę niezwykle konserwatywną i religijną. Widać to na każdej ze stron. Czasami nieco frustrowałam się, kiedy to czytałam jak to kobieta powinna rodzić dzieci i opiekować się domostwem, bo to jest dla niej największym błogosławieństwem. Fragmentami wręcz bluźnierczo wypowiadał się na temat kobiet, które nie decydują się na dzieci, używając bardzo wyrazistych epitetów. Opisy w których autor ukazał w jaki sposób mężczyźni traktowali swe żony, również dawały do myślenia. Przytoczę tutaj fragment, w którym jeden z bohaterów - miejscowy kowal - pokazał się swej żonie w eleganckim fraku:

"Stała przed nim z otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami, nie mogąc złapać oddechu. Kowal na szczęście znał się na rzeczy i bez wahania huknął ją otwartą dłonią w plecy."

Przyznaje jednak, że pomimo tych licznych fragmentów, w których kobiety przedstawiane były jako głupiutkie mimozy, książka okazała się kawałkiem relaksującej i wciągającej lektury. Czytelnik może na chwilę przenieść się do innej epoki i przynajmniej starać się zrozumieć decyzję Marie. Miejmy świadomość, że akcja powieści toczy się przed pierwszą wojną, dlatego zarówno priorytety oraz zachowania bohaterów, są dość specyficzne. To opowieść o silnej i niezależnej kobiecie, której duma i własny honor nie pozwoliły być szczęśliwą. Książka troszkę traci na przekazie w dzisiejszych czasach, ponieważ trudno mi sobie wyobrazić aby podobno sytuacja miała miejsce w obecnych czasach.

Polecam przede wszystkim miłośnikom powieści obyczajowych w stylu Austen. Odradzam feministkom  bo może im znacząco podnieść ciśnienie.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Novaeres

4.07.2013

Kawy na powitanie wiosny


Powracam szczęśliwie z recenzjami kaw. Dziś paczka z dwoma ciekawymi kawami aromatyzowanymi i jedną naturalną. Przyznaje, że picie aromatycznych kaw bardzo umila mi oczekiwanie na wiosnę. Wszystkie kawy można nabyć w sklepie internetowym 1000 smaków świata.  Przy okazji chciałam się troszkę pochwalić nowymi filiżankami, przywiezionymi przez mamę z Amsterdamu :)


Pierwsza, najbardziej kontrowersyjna, to „malinowy krem. Kontrowersyjna dlatego, że mi zasmakowała bardzo, mężowi już dużo mniej. Zgodnie z nazwą kawa ma smak i zapach malin, czy raczej malinowo-śmietankowego kremu. Bardzo fajne połączenie, szczególnie do kaw mlecznych. Mąż, który pije tylko czarną kawę, był nieco zawiedziony, że poza malinami w tej kawie mało jest... samej kawy. Dla osób, które bardzo tęsknią za latem i smakiem domowego ciasta z malinami i kruszonką, to idealna propozycja.



 Mąż był za to zadowolony z kolejnej kawy:Cuba SerranoSuperior. Jest to bardzo dobra kawa, o ciekawych posmakach i wspaniałej równowadze pomiędzy kwasowością i goryczą. Dzięki temu świetnie nadaje się do espresso. Sporo w niej orzechów, trochę karmelu, może też dymu. Ciekawe czy ten ostatni aromat ma coś wspólnego z kubańskimi cygarami?;)



Trzecia kawa nosi kuszącą nazwę „french kiss” i stanowi miłe połączenie słodyczy i rześkiej nuty owoców. Jej smak może kojarzyć się z jakimś lekkim likierem ale doprawdy trudno wychwycić cóż to takiego. Jest to z pewnością przykład zaskakującej i niebagatelnej kawy aromatyzowanej, po wypiciu kilku filiżanek której wciąż można dyskutować, jakie smaki w sobie zawiera.


Za kawy dziękuję sklepowi internetowemu 1000 Smaków Świata.

4.03.2013

"Myśleć efektywnie, czyli jak sprawniej rozwiązywać problemy i osiągać cele"


Zanim sięgnęłam po ten poradnik, długo zastanawiałam się czy można nauczyć się myśleć efektywnie? Według autora tej książki jest to możliwe. Czy faktycznie można wyćwiczyć w sobie tzw. smart thinking?  Trochę trudno mi było w to uwierzyć, bowiem inteligencja (w znaczeniu ogólnym, a nie książkowym) jest albo jej nie ma. Co na to autor książki?

Autorem poradnika "Myśleć efektywnie, czyli jak sprawniej rozwiązywać problemy i osiągać cele" jest psychologiem, autorem wielu artykułów naukowych z pogranicza nauk kognitywnych, a także konsultantem firmy Procter & Gamble. Nie mam najmniejszej wątpliwości, iż człowiek z takim dorobkiem zawodowym potrafi myśleć efektywnie i wykorzystywać tę zdolność w codziennych sytuacjach. Po lekturze książki nie wątpię także w jego wiedzę teoretyczną na ten temat. Książka to świetny zbiór teorii na temat możliwości ludzkiego umysłu. To głównie na tym temacie skupia się autor. Pokazuje nam (na licznych przykładach) jak wielu ludzi sukcesu potrafi wykorzystać swój potencjał i w jaki sposób przekształcają z pozoru proste myśli w rewolucyjne idee.

Czy jednak po przeczytaniu tej książki będzie nam łatwiej osiągnąć wybrany cel? Nie do końca. Sam autor pisze o tym, jak ważna w naszym życiu jest świadomość tego, że nie mamy praktycznie żadnych ograniczeń w poszerzaniu naszej wiedzy. Więc co stoi na przeszkodzie? Zapewne brak motywacji, brak pewności siebie czy presja otoczenia. Autor pokazuje nam w jaki sposób możemy wykorzystać to co wiemy i potrafimy najlepiej. Czasami bowiem samy nie wiemy ile drzemie w nas potencjału, które nie miał nigdy szansy wyjść na światło dzienne.

Komu można polecić ten poradnik? Przede wszystkim młodym i dynamicznym ludziom, uczniom i studentom, osobom, które myślą o założeniu własnego biznesu i wszystkim tym, których ciekawią tajniki naszego mózgu i jego możliwości.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Samo Sedno
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...