Etykiety

1.30.2012

"Wiersze dla dzieci" Julian Tuwim


„Halo, halo!
Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze – w sprawie,
Coś świtem piszczy w trawie?
Po drugie – gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie – kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte – jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić.”

Wiersze tego Łodzianina recytował w młodości każdy z nas. Towarzyszyły nam w przedszkolu, podczas wieczornego czytania z rodzicami i przy rodzinnych uroczystościach. Trudno się dziwić, bo są to wiersze ponadczasowe, które były, są i będą jednymi z najpiękniejszych dla dzieci.

W tej przepięknie wydanej książce znajdują sie najsławniejsze z nich jak chociażby: „Lokomotywa”, „Rzepka”, „Okulary”, „Ptasie radio” czy „Słoń Trąbalski”.

Na szczególną uwagę i uznanie zasługują rysunki Macieja Szymanowicza, wspaniale zdobiące książkę i oddające całą duszę wierszy oraz pobudzające wyobraźnię.

Za egzemplarz pragnę podziękować Wydawnictwu Wilga.

1.29.2012

"Podróże małe i duże, czyli jak zostaliśmy światowcami" Wojciech Mann Krzysztof Materna


Tę dwójkę zna chyba każdy z nas. Stanowią bowiem duet jedyny w swoim rodzaju, który rozbawia tłumy już od czasów PRL-u. Oboje bardzo charakterystyczni i rozpoznawali. Każdy z nich ma w sobie „to coś”, co sprawia, że od lat stanowią czołówkę wśród polskich satyryków. Przyznam szczerze, że bardzo bliski memu sercu jest Wojciech Mann. Jako wierna i oddana fanka Radiowej Trójki, mam ogromną przyjemność słuchać go co piątek tuż po godzinie 6, oraz prawie każdego dnia po południu, gdzie prowadzi fascynujący program muzyczny wraz z młodszą koleżanką – Anną Gacek. Do łez rozbawiają mnie ich docinki i nieco złośliwe komentarze. Nigdy nie zapomnę sylwestra 2010/2011, kiedy całą zabawę spędziłam przed TVP Kultura słuchając niezapomnianych piosenek i patrząc na zabawną buzię pana Wojciecha przybraną w kolorowe konfetti i czapeczkę karnawałową.

Do rzeczy. Książka pisana jest „na dwa głosy”. Kolor czarny przeznaczony jest dla Krzysztofa Materny, czerwony dla Manna. Po przezabawnym wstępie przedstawiającym sylwetki podróżników, przechodzą do opowieści o pełnej przygód morskiej wyprawie na statku „Stefan Batory”. Oboje zostali zatrudnieniu jako kabareciarze mając za zadanie umilić czas pozostałym gościom statku. Nie sądzili, że przyjdzie im zmierzyć się z przeciwnościami i absurdami czasów PRL-u. Wszystko to zostało także sfotografowane, a zdjęcia ubarwiają czytelnikowi lekturę tej książki. Kolejnie przechodzą do zapierających dech w piersiach opowieści o rajdach samochodowych Formuły 1, podróży do Lozanny czy Stanów Zjednoczonych.

Na szczególną uwagę zasługuje ich pobyt w USA. Działo się to w czasie, kiedy w Polsce ogłoszony został stan wojenny. Bohaterowie zostali odcięci od najbliższych, co nie przeszkodziło im w przeżyciu niezapomnianych przygód. Wojciech Mann przyznaje, że wizja Ameryki jako kraju niesamowicie zbliżonego do Związku Radzieckiego, znalazła swoje potwierdzenie w jego doświadczeniach.

„Na przykład któregoś poranka obiecaliśmy sobie, że wyjedziemy wcześniej i żeby nie mitrężyć dnia, poszedłem się ogolić do przydrożnej łazienki. W pewnym momencie zauważyłem, że moje odbicie w lustrze wygląda troszkę tak, jak w wesołym miasteczku w gabinecie krzywych luster. Namydliłem się i próbowałem trafić żyletką w policzek, ale trafiłem w nos, w czoło, a odbicie było cały czas takie, jakbym stracił wzrok. Ogromnie się zaniepokoiłem, bo myślałem, że może coś zjadłem. I w pewnym momencie podsunąłem twarz do lustra, dotknąłem go ręką i okazało się, że to nie było lustro, tylko wypolerowana blacha.”

Należy dodać, że ta dwójka przeżyła także wiele chwil grozy i nie zawsze wszystko układało się po ich myśli. Dość groźnie brzmiała relacja Krzysztofa Materny z wizyty w RPA. Jako miłośnik golfu, postanowił wybrać się na tamtejsze rozgrywki i stanąć w szranki z najlepszymi. Pech chciał, że dzień wcześniej dostał zapalenia spojówek i już po kilku dniach jego oczy przypominały pięści i wydobywała się z nich tajemnicza ciecz. To nie przekreśliło jego planów, jednakże wspomina, że mimo wszytko, nie wszystkie marzenia warte są realizacji.

Ciekawym zabiegiem było zamieszczenie relacji obu panów z pierwszej, samotnej wyprawy. Oboje byli bardzo młodociani i jako tacy spragnieni wolności, dzikiej przygody i uczucia niezależności. Postawili wszystko na jedną kartę i wybrali się w szaloną podróż po Polsce. Jak się to skończyło i co spotkało ich po drodze? Radzę zajrzeć do książki.

Książka jest niesamowita. Osobiście przyjemniej czytało mi się część pisaną przez pana Wojtka. Jest bardziej błyskotliwa i humorystyczna. Z drugiej strony styl pisania pana Materny niejednokrotnie mnie poruszyła. Na uwagę zasługuje tu rozdział poświęcony pamięci jego najdroższego przyjaciela – Edwarda Kłosińskiego (niestety nie żyjącego już męża Krystyny Jandy). Przyznam szczerze, że fragmenty poświęcone tej niesamowitej postaci chwytają za serce. Obalają pewne stereotypy dotyczące obcokrajowców, a inne potwierdzają. Znakomita lektura na każdą okazję. Nie pożałujecie, jestem tego pewna.

Do książki można zajrzeć tutaj.

Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Znak

1.28.2012

Serialowa sobota ;)


Za sprawą Papryczki z miłą chęcią oddam się chwili relaksu i wytypuje moje ulubione seriale:) A jest ich hmm nie tak sporo. Niestety jak wiecie teraz nie jest nam dane oglądać je w sieci, przez co bardzo ubolewam:(


1.Gilmore Girls - mam własną kolekcję na DVD. Jest to jeden z tych seriali, do których się wraca wciąż i wciąż, mimo, że na pamięć zna się całe odcinki. Wyjątkowy i cudowny. Niejednokrotnie uroniłam łzę, wybuchałam śmiechem, denerwowałam się i stresowałam razem z bohaterkami. Są szalenie inteligentne, bystre, mają cięte języki i bardzo skomplikowane życie. Niełatwo dokonują wyborów i niejednokrotnie ponoszą za to wysoką cenę. Aktorki grające matkę i córkę są do siebie łudząco podobne! Dlaczego jest tylko 7 sezonów? A na dodatek kończy się tak nierozstrzygająco...






2. Gotowe na wszystko - no cóż, może mało ambitne, ale za to rozbawia do łez. Perypetie grupy przyjaciółek mieszkających na jednym z przedmieść USA. Każda z nich jest zupełnie innym typem osobowości, temperamentu. Lecz o każdej można powiedzieć, że jeśli trzeba i przychodzi im walczyć o swoje są...zdesperowane. Moją ulubioną postacią jest Susan. Może dlatego, że sama ją trochę przypominam. Jest roztrzepana, troszkę dziecinna, naiwna, ale uczciwa i sumienna. Bardzo polubiłam też postać Bree - perfekcyjnej w każdej sferze życiowej. Jest doskonałą kucharką, gospodynią, ma idealną sylwetkę i porcelanową cerę.







3. Sześć stóp pod ziemią - o tym serialu już pisałam na tym blogu. Oglądałam go od całkiem niedawna. Jestem obecnie na 4 sezonie serialu (na 5). Jest to ta produkcja, która miażdży i rzuca widza na łopatki. Porusza kwestię śmierci, przemijania, bólu po utracie najbliższej osoby, ale także chorób psychicznych, homoseksualizmu, nimfomanii i skomplikowanych relacji rodzinnych. Genialna produkcja i uważam, że obowiązkowa dla każdego!



4. Czysta krew - no niestety! Za sprawą mojego taty dałam się wciągnąć w tą szmirę!;) Serial jest bardzo wciągający i gra na emocjach. Prawda jest taka, że 90% z nas wciągnęła by się w "Modę na sukces" tudzież inny "Klan". To okrutna prawda. Serial aż poraża głupotą i wręcz śmieszną fabułą, ale uzależnia i nic się na to nie poradzi. Historia młodej dziewoi, która zakochuje się w niebezpieczny, acz zabójczo przystojnym wampirze. Oryginalne:D
Ich miłości przeciwstawia się wiele osób i ich uczucie wystawione jest na ciężką próbę. A jak potem dochodzi ten trzeci, to już w ogóle klops i zgrzytanie zębami/kłami. Nie jest to serial, do którego się wraca:)



Do zabawy zapraszam każdego, kto tylko ma na to ochotę. Liczę też na Wasze opinię, na temat powyższych seriali:) A może jest coś godnego polecenia?

1.27.2012

"Mała encyklopedia małżeństwa" Krystyna Kofta


Krystynę Koftę zna chyba każdy. Jest to nie tylko znakomita polska pisarka, ale i felietonistka publikującą między innymi w „Twoim stylu”. „Mała encyklopedia małżeństwa” jest chyba jedyną na rynku publikacją, zawierającą zbiór haseł od a do z, omawiający temat związków, romansów, miłości, zdrady, seksu, no i oczywiście małżeństwa. Jest to nieco humorystyczna odpowiedz na Wielką Encyklopedię Powszechną.

W tej niepozornej książce aż kipi od dobrego humoru i to już od pierwszej stronicy. Pierwsze hasło na literę A – „aaa” określa nam samogłoski, którymi posługują się małżonki podczas orgazmu. I tak oto autorka rozwodzi się nad znaczeniem tego hasła:

„Po długim „aaaaaaaa” często pojawia się przywołanie imienia boskiego: „O Jezu!” albo też jego matki, co jest chyba grzechem.”

Pani Krystyna Kofta jest znakomitą obserwatorką społeczeństwa. We wstępie sama przyznaje, że książka jest nie tylko wynikiem czujnej obserwacji, ale także doświadczeń z życia małżeńskiego jej znajomych oraz jej własnego. Dzięki temu całość zyskuje na wiarygodności. Autorka przytacza czytelnikowi trafne przykłady, stereotypowe zachowania a także, co ciekawe, niejaką ewolucję jaka zaszła w postępowaniu kobiet. Coraz rzadziej młode małżonki godzą się na zostanie typową kurą domową. Sprzątanie, gotowanie, prasowanie? O nie! Jesteśmy lepsze, samowystarczalne, odnosimy sukcesy i zdobywamy wysokie stanowiska zawodowe. I to właśnie dlatego kobiety nie boją się rozwodów. Kiedyś mąż był jednym żywicielem rodziny, a żona była na jego utrzymaniu. Rozwód był pasmem bolesnej walki i nie rzadko nie kończył się dla kobiety happy endem.

Hasła w książce są różnej maści. Od popularnych typu „małżonek/małżonka”, „bezpłodność”, wychowanie seksualne” czy „ślub”, po te bardziej wyszukane jak „wibrator”, „ małżeństwo jako lek”, „facebook a małżeństwo” czy „pornografia małżeńska”. O tym ostatnim autorka pisze:

„Są to filmy o ograniczonej fabule, lecz nieograniczonych możliwościach aktorów. Póki aktorami są ludzie, kobiety jakoś to wytrzymują, ale akt miłosny z osłem bywa trudny do zniesienia, nawet jeśli się go tylko ogląda.”

Jestem pewna, że książka spotka się z ciepłymi recenzjami i stanie się hitem. Czyta się ją bardzo przyjemnie, delektując rozrywką na najwyższym poziomie. Może być wspaniałym prezentem na Walentynki dla każdej kobiety, ponieważ właśnie kobiety uznaję za target tej książki. Ja, jako młoda małżonka odebrałam książkę niezwykle pozytywnie. Co prawda, niektóre z haseł jeszcze przede mną, (mam nadzieję, że niektórych uda mi się uniknąć w moim związku) dlatego tym pilniej analizowałam każde słowo. Lektura godna uwagi.

Premiera książki 8 lutego 2012!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.

1.26.2012

"Fistaszki 1959-1960" Charles M. Schulz


Z Fistaszkami znamy się od dawna. Komiksy te mają swoją stałą szufladkę w moim sercu i pozostaną tam po wsze czasy. Przypomnę tylko, że komiks ten publikowany był w prasie codziennej przez 50 lat! To już piąty album, który zgromadził w sobie te, opublikowane w latach 1959-1960. Mimo, że historyjki obrazkowe przedstawiają perypetie małych dzieciaków, to momentami ich treść wzbudza w czytelniku zadumę i daje do myślenia. Te, na pozór młodociane postacie cechują się bowiem niezwykłą dojrzałością i bystrością. Stoją przecież na przed dylematami dorosłości. Komiksy aż kipią od dobrego humoru i nie sposób się nie roześmiać, pochylając nad losem Snoopiego i jego opiekunów.

Jedną z ciekawszych postaci jest Charlie Brown i Lucy. Ten pierwszy jest typowym, troszkę otyłym, chłopcem z kompleksami. Nie jest raczej duszą towarzystwa i samotność doskwiera mu bardziej niż innym dzieciakom. Chłopiec ma często czarne myśli i ponury humor. Dumna nad sensem swego istnienia i miewa filozoficzne myśli. Jego znakiem rozpoznawczym jest sweterek z czarnym zygzakiem, z którym nie rozstaje się na krok. Jest nieco naiwny, łatwowierny i daje się zmanipulować rówieśnikom o większym poważaniu. I właśnie do tych drugich należy Lucy - marudna i pyszałkowata dziewczynka, która uważa się za pępek świata. Jest szefem wszystkich szefów i sprzeciwienie się jej osobie, nie kończy się najlepiej. Mimo wszystko daje się lubić. Jest charakterystyczna i zna odpowiedzi na wszystkie problemy świata. Lucy jest pewna siebie i to daje jej pozycję lidera.

Najrzadziej pojawiają się Pig-Pen - "chłopiec kurz". Kiedy już pojawia się w jakiejkolwiek scenie, nie widać nic poza unoszącym się brudem i kurzem. To wizytówka Pig-Pena. Nikt z jego przyjaciół do końca nie wie jak wygląda chłopiec, kiedy jest czysty. I nawet dla czytelnika pozostaje zagadką. Widać go zawsze poczochranego, z rozwiązanymi sznurowadłami, brudną buzią i ubraniem.

Całość jest, liczącą ponad 320 stron, wspaniałą rozrywką na długaśne, zimowe wieczory. Przepięknie wydaje, w twardej oprawie i wstępem Tomasza Minkiewicza. Kolekcja powoli zagęszcza się na mojej półce. Niestety komiks wychodzi w Polsce tylko dwa razy w roku. A może to plus? Zaostrza to apetyt na kolejne przygody Fistaszków. Nie jest to lektura "na chwilę". Czyta się ją nieśpiesznie, powoli delektując się błyskotliwym humorem i żwawą kreską Charlsa M. Schulza. Zawsze wracam do Fistaszków, są ponadczasowe i uniwersalne. Chyba nie do końca jest to lektura dla dzieci, a na pewno nie dla tych najmłodszych. Wzrusza mnie dojrzałość tych dzieciaków, ich postawa. Zastanawiają problemy i pytania, jakie sobie zadają. Śmiało polecam Wam jakiekolwiek tomy "Fistaszków". Jestem pewna, że nie pożałujecie.



Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

1.25.2012

Rodzina naszych czasów Praca zbiorowa


Trudno jednoznacznie osądzić o czym jest ten niewielki zbiór popularnonaukowych artykułów. Zdaniem autorów mówi o problemach z jakimi borykają się współczesne rodziny i o tym jak technologia wpływa na naszą cywilizację. Do głosu dochodzą nie tylko dziennikarze najpopularnijeszych periodyków w naszym kraju, ale także logopedzi, biolodzy, socjologowie czy też kulturoznawcy.

Jest to książka, która z całą pewnością zaskoczy i zainteresuje niejednego. Każdy z krótkich rodziałów mówi o innym problemie, takich jak chociażby erotyka w bajkach dla dzieci.

„Rozmiar miseczki biustonosza disnejowskich: Pocachontas, Ariel i Jaśminy to co najmniej D, choć te postacie to zaledwie nastolatki. Rozcięcia sukienek sięgają pełnych bioder, dekolty nie pozostawiają wątpliwości, że księżniczki mają pełne i jędrne piersi. Powłóczyste, rzucane przez ramię spojrzenia spod firanek rzęs wyglądają raczej na zachętę do zabawy w mamę i tatę niż w berka. Esmeralda z Dzwonnika z Notre Dame tańczy za pieniądze, siadając mężczyznom na kolanach i wykonując na rurze figury jak w klubie go-go.”

Czytelnik zapozna się z informacjami na temat wpływu internetu na nasz mózg, języku migowym u dzieci czy też o wpływie wychowania dziecka przez rodziców na jakie dalsze życie.
I to właśnie ten ostatni rozdział wbudził moje ogromne zdumienie i nieco zszokował. Badania naukowe wykazują, że tak na prawdę, to w jaki sposób rodzice wychowują swoje dziecko, ma niezauważalny wpływ na jego charakter i osobowość! To czy będą starać się o jego odpowiednie wykształcenie czy też wpajać mu miłość do bliżnich, nie ma absolutnie żadnego znaczenia w jego dorosłym życiu. Według autorki tego artykułu, wszystko zapisane jest w genach. I tym sposobem inteligentni ludzie mają mądre pociechy, a u dzieci alkoholików rozwija się zespół DDA. Co jeszcze bardziej zastanawiające, pierwsze trzy lata życia malucha wcale nie są kluczowe w jego rozwoju.

Kolejnym, interesującym przykładem jest króciutki tekst o tym jaką rolę w naszym życiu odgrywają nazwiska.

"Młody męźczyzna z Portsmouth od kilku lat nie ma łatwego życia. Za każdym razem, gdy musi podać swoje nazwisko, robi mu się słabo. Wymianę tych samych zdań i denerwujące uśmieszki ma jak w banku. Nic dziwnego, skoro nazywa się Harry Potter."

W rozdziale pt „Przeklęte nazwiska” jest jeszcze kilka przykładów, kiedy to przypadkowa zbieżność nazwisk z osobami znanymi, przysporzyła wiele niedomówień, a czasami nawet nieprzyjemnych sytuacji.

Bardzo poważny problem poruszony został w rozdziale pt: „Koniec niewinności”. Mowa w nim o dzisiejszych, zepsutych moralnie i agresywnych nastoletnich dziewczynkach. Jakie zmiany musiały zajść w dzisiejszym świecie, aby z założenia słodkie i niewinne dzieci przeistoczyły się w prostytuujące się, pijące alkohol i wulgarne nierządnice?

„50 procent uczniów twierdzi, że w gimnazjum najłatwiej zdobyć pozycję siłą”

Dla mnie książka była doskonałym relaksem i okazją do poznania problemów, z jakimi boryka się dzisiejszy świat w kwestii wychowania najmłodszych, socjologicznych i psychologicznych. Niektóre z nich co prawa pozostają sporne, ale mimo wszystko rzucają jakieś światło i proponują pewne rozwiązanie. Polecam ten zbiór artykułów każdemu, kogo interesują kwestie socjologiczne oraz kulturowe. Należy dodać, że całość napisana jest w bardzo przystępny dla każdego sposób. Czytanie tego tomiku jest to nie tylko przyjemnością, ale też niesie przestrogę.

Za lekturę dziękuję Stowarzyszeniu Sztukater oraz Wydawnictwu G+J

1.23.2012

"Małżeństwo Klaudyny" Colette

To już trzeci tom skupiający się na postaci kontrowersyjnej i nieco ekscentrycznej Klaudyny. Wielu czytelników odniosło wrażenie, iż bohaterka w drugim tomie traci wiele ze swego uroku, stając się melancholijną i nostalgiczną cierpiętnicą. W "Małżeństwie Klaudyny" powraca jej zagadkowa, frywolna i niepohamowana natura. Nie trudno się dziwić, że dzienniki Klaudyny siały zgorszenie i oburzenie na początku XX wieku ( pierwsze wydanie rok 1902!).

Klaudyna wychodzi za mąż. Ten zaszczyt przypadł dużo starszemu, wąsatemu, nieco zblazowanemu i pysznemu Renaudowi. Mężczyzna widzi w dziewczynie nie tylko młodość, ale i werwę, nutkę szaleństwa, powab, roztrzepanie i naiwność. To właśnie ta ostania cecha sprawia, że mąż przejmuje niejako rolę ojca i wprowadza Klaudynę w dorosłe życie. Jako ten bardziej doświadczony i obyty w wielkim świecie, stara się zmienić nieco styl bycia swojej młodej małżonki. Jednak ona zwyczajnie tęskni za rodzinnym domem, za szkolnymi czasami, za zapachem lasu i łąk, za dawnymi koleżankami i wolnością. W końcu jest jeszcze przecież nastolatką.

"W swym cierpieniu niemądrym i niewypowiedzianym wydrążyć jamę i zwinąć się w kłębek na jej dnie."

Renaud wrażliwy na uroki Klaudyny oraz pragnąc przybliżyć jej nieba, zabiera ją w rodzinne strony i pokazuje świat jakiego nie znała. Odnosi się wrażenie, że w sercu tej młodej dziewczyny rodzi się głębokie i prawdziwe uczucie u boku kochającego, rozsądnego i dojrzałego mężczyzny. Klaudyna zaczyna traktować go jak powiernika, kochanka, opiekuna. Widzi w nim w pewnym sensie autorytet i traktuje go z należytym szacunkiem.

"Można by powiedzieć, że małżeństwo (tfu! Nie małżeństwo, tylko miłość!) skrystalizowało we mnie pewne sposoby odczuwania, starsze niz ja sama. (...) Jestem w stosunku do niego pełnym ufności dzieckiem, które wspiera się o swego wybranego ojca, zwierza mu się jak gdyby w tajemnicy przed kochankiem."

Sielanka kończy się podczas jednego z licznych przyjęć wydawanych przez Renauda. Klaudyna poznaje tajemniczą, prześliczną i hipnotyzującą Rezi. Ta zmęczona swym wystawnym życiem i nudnym, acz zazdrosnym mężem, od dawna szuka pocieszenia w ramionach kochanków i... kochanek. Między Klaudyną a Rezi rodzi się erotyczne napięcie, niepohamowana fascynacja i obłęd. Kobiety zaczynają zbliżać się do siebie, lecz w pewnym momencie zorientują się, że zabrnęły za daleko. Bohaterka Colette opisuje szereg emocji jakie towarzyszą jej podczas spotkań z oblubienicą.

"Rezi... Cała jej postać tchnie wonią paproci i irysów, zapachem bogobojnym, prostym i wiejskim, którym zaskakuje i zachwyca przez kontrast, gdyż nic w niej nie odkryłam wiejskiego, prostego ani daję słowo, bogobojnego, o wiele za ładna jest na to!"

Klaudyna postanawia zwierzyć się mężowi ze swej tajemnicy i o dziwo uzyskuje akceptację. Nie trudno się domyślić, że całość zakończy się tragicznie. Powstaną okoliczności o jakich trudno nawet sobie wyobrazić.

Uwielbiam Colette. Jej styl, taki kobiecy, zbuntowany, buzujący od dwuznaczności i nieskrępowany cenzurą. Uwielbiam także postać Klaudyny. Jest uroczo naiwna, szybko ulega wpływom i daje się ponieść emocjom. Na pierwszy rzut oka widać, jak ogromna przepaść wiekowa dzieli ją z mężem, który często nie potrafi zrozumieć temperamentu dziewczyny. Uważa jej zachowanie za słodkie, acz trywialne.

"Renaud uśmiechał się często ze zdziwieniem, widzą, iż w głębszą zadumę potrafi wprawić mnie krajobraz niż dzieło sztuki, w większy entuzjazm drzewo niż muzeum i strumyk niz klejnot. Wielu rzeczy musiałam się dopiero od nieco dowiedzieć i wielu się dowiedziałam."

Mimo wielu rumieńców jakie wywołała na mnie ta część, przyniosła i smutek. Myślę, że to, co przytrafiło się Klaudynie, da jej lekcję na przyszłość. Nie wiem czy dojrzeje emocjonalnie, co się z nią stanie i czy spotka wreszcie szczęście. W jej zachowaniu jest wiele z małej dziewczynki, pragnącej dalej mieszkać z ukochanym tatą i biegać boso o świcie na zroszonej rosą trawie. Z drugiej strony chce być elegancką paryżanką, obytą w towarzystwie, lubującą się kulturze i sztuce.

Kolejne jej losy z pewnością śledzić będę w czwartej i ostatniej części pt " Klaudyna odchodzi".


Za egzemplarz serdecznie dziękuje Wydawnictwu W.A.B.

1.22.2012

"Dlaczego mrówkojady boją się mrówek?" Francessa Gould, David Haviland

Czy zastanawialiście się może kiedyś w jaki sposób ptaki decydują o tym, które pisklęta karmić? A może głowiliście się nad tym, czy zwierzęta popełniają samobójstwo i uprawiają prostytucję? To właśnie dzięki takim pytaniom powstała ta książka. Francessa Gould jest wykładowcą anatomii oraz fizjologii na Uniwersytecie w Bristolu. Przez całe swoje akademickie życie stykała się z dociekliwością studentów, aż pewnego dnia postanowiła rozwiązać sprawę raz na zawsze – napisała „Dlaczego mrówkojady boją się mrówek?”

Książka to przezabawny i zaskakujący zbiór odpowiedzi (wyczerpujących i dziwacznych) na najbardziej nurtujące pytania. Dzięki niemu poznać można skomplikowane życie zwierząt, które rządzi się własnymi prawami. Napisana jest językiem przyjemnym, popularnonaukowym, ale zrozumiałym nawet dla laików. Ubarwieniem całości są urocze rysunki, ilustrujące w znakomity sposób wybrane zagadnienie.

Rozdziały są krótkie, aczkolwiek w zupełności zaspakajają głód wiedzy czytelnika. Ciekawym tekstem jest chociażby ten o depresji zwierząt. Okazuje się bowiem, że one również, jak człowiek, mają skłonności do melancholii, ataków depresji, a nawet przewlekłego stresu. Wśród ptaków, dość częstym przypadkiem są samobójstwa papug, (tych żyjących w niewoli) które najbardziej z tej gromady, narażone są na depresję. Wynika to być może z tego, że większość, jak i nie całe, życie spędzają w klatach. W zdumienie wprawia także fakt, że weterynarze przepisują antydepresanty psom! Badania wykazały, że człowiek i ich czworonożni przyjaciele to schorzenie przechodzą niemal identycznie.

O dowcipnym charakterze książki świadczy między innymi tekst o... świniach, zatytułowany „Dlaczego świnie są brudne”?

„Skończmy wreszcie z oczernianiem trzody chlewne i określaniem mianem świni kogoś brudnego, chciwego, głupiego, leniwego, upartego, spoconego albo nieuprzejmego. Wszystkie stereotypy dotyczące świń są nieprawdziwe. Cierpiące z powodu kiepskiej opinii zwierzaki są w rzeczywistości inteligentnymi stworzeniami o umiarkowanych apetytach, które nawet w połowie nie są tak niechluje, jak chcielibyśmy sądzić.”

Autorka zgłębia całą problematykę szumu wokół domniemanego niechlujstwa i głupoty świnek. I podaje przykład naukowców, którzy nauczyli je grać w gry komputerowe z użyciem joysticka. Małe zwierzątka używały ryjków.

Jest to książka, którą śmiało mogą czytać zarówno dzieci, jak i dorośli. Polecam ją przede wszystkim jako prezent dla najmłodszych pasjonatów przyrody i zwierząt. Dzięki lekturze tej książki w moim umyśle rozjaśniło się wiele, nierozwiązanych dotąd, wątpliwości. Na duży plus zasługuje też samo wydanie. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego, ale szczególną uwagę zwracam na obecność tzw. skrzydełek. Ułatwia to mi czytanie i sprawia, że mam wrażenie, iż książka jest dzięki temu bardziej elegancka i to właśnie sprawia mi przyjemność. Ta pozycja ma skrzydełka i lekko usztywnioną okładkę. Miałam także okazję zapoznać się bliżej z inną książką z tej serii. Mowa tu o pozycji „13 rzeczy, które nie mają sensu”. Obie zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Upatruje teraz poprzednich i kolejnych wydań z tego cyklu. Lubię takie naukowe ciekawostki. One wzbogacają moje życie.

Za lekturę dziękuję Stowarzyszeniu Sztukater oraz Wydawnictwu Literackiemu.

1.21.2012

Gratka dla fanów A. Hepburn!


Oj długo czekałam na tę premierę. Chyba miesiąc leżała w koszyku jednej z księgarni internetowych. I tak oto się doczekałam! Przepiękny album z uroczą Audrey Hepburn zagościł w naszych księgarniach 18 stycznia! A co w środku? Niezliczona ilość zdjęć aktorki - zarówno tych filmowych jak i prywatnych, plus ciekawostki z życia Audrey i wspomnienia zaklęte w cytatach. Czy można chcieć więcej?


Sobota mija mi pod znakiem nauki. W tym roku przede mną wielkie wyzwanie - dwie sesje na dwóch uczelniach. Zapał jest, ale jak patrzę na te wszystkie wspaniałe i kuszące książki, które piętrzą się pod sam sufit, żałuje, że nie mogę poświęcić im więcej czasu.
Wieczorem/w nocy planuje uraczyć się jakimś filmem. Najlepiej komedią. Ten gatunek najbardziej mi relaksuje i "odmóżdża". Może polecacie coś zabawnego?
Jeśli nie film, to na pewno DVD z koncertem Adele - dostałam od męża w ramach akcji "miej coś z życia podczas sesji". Oglądał ktoś z Was? I jakie wrażenia?
A tymczasem, borem, lasem znikam, by zagłębić się w tajemniczych chorobach ośrodkowego układu nerwowego przy oparach rozgrzewającej kawy ananasowej:)
Miłej soboty!

„Nowe terapie. Przyszłość medycyny” Praca zbiorowa


Nie da się ukryć, że rozwój najnowszych technologii zaskakuje nas każdego dnia. Z roku na rok w naszym najbliższym otoczeniu pojawiają się sprzęty zaprojektowane w najbardziej innowacyjny z możliwych sposobów. Mają one za zadania ułatwić człowiekowi funkcjonowanie na wysokim poziomie w XXI wieku. Mowa tu nie tylko o telefonach komórkowych, ipodach czy netbookach.

W książce „Nowe terapie. Przyszłość medycyny” lekarze, ludzie nauki, dziennikarze i pasjonaci przybliżą nam najnowsze dokonania w dziedzinie technologii, które już wykorzystywane są w medycynie oraz te, które w przyszłości mogą stać się odpowiedzią na wiele kluczowych pytań.
Należy jednak mieć na uwadze fakt, że sama technologia czasem nie wystarczy. Nic nie byłoby możliwe, gdyby nie wiedza, ciężka praca i ogromne zaangażowanie naukowców. To dzięki nim ludzkość będzie miała możliwość pokonania, dotąd niepokonanych, chorób i schorzeń.

Ta mała, niepozorna książeczka kryje w sobie zbiór porywających artykułów dotykających najpoważniejszych problemów ludzkości z pogranicza ludzkiego zdrowia, życia i śmierci. Autorami każdego z nich są redaktorzy, dziennikarze naukowi, psychologowie i inni eksperci, którzy opierając się na konkretnych przykładach, wyczerpująco opisują interesujące ich zagadnienie. Tym samym sposobem przeczytać można chociażby o kłopotach jakie wynikają z transplantacji kończyn, pochodzących od martwych dawców. Nie trudno się domyślić, że stwarza to nie tylko ogromne wyzwanie przed chirurgami, którzy, aby połączyć wszystkie naczynia, operują czasem po kilkanaście godzin, ale także przed psychologami. Okazuje się bowiem, że życie ze świadomością posiadania ręki od nieboszczyka, przysparza pacjenta o lęk i psychiczne odrzucenie kończyny.

Jednym z ciekawszych artykułów jest ten, poświęcony leczeniu uszkodzeń mózgu. Jego autor – dr.med. Piotr Zieliński - przybliża dociekliwym z jakimi trudnościami muszą na co dzień zmierzyć się neurochirurdzy, neurobiolodzy i neurolodzy. Przytacza krótką, acz porywającą historię lobotomii.

„W latach międzywojennych Egas Moniz wymyślił metodę leczenia chorych psychicznie zwaną lobotomią. Operacja uszkadzała płaty czołowe, w wyniku czego chory stawał się powolny i spokojny. Towarzyszyły temu poważne zmiany osobowości. Metoda zyskała popularność, a jej wynalazca dostał Nagrodę Nobla w 1949 roku. (...) Jeden z popularyzatorów tej metody – Walter Freeman – wędrował po Stanach Zjednoczonych z przyrządami w walizce, wykonując operację nawet w pokojach hotelowych.”

Jakie są obecnie znane medycynie metody wyleczenia pacjenta z depresji? I czy nadal stosowane są elektrowstrząsy? Odpowiedzi należy szukać w tym rozdziale.

Jeszcze innym, interesującym rozdziałem jest ten, zatytułowany „Pigułka marzeń”. Omawia on przyszłość farmakologii na świecie. Czy zostanie wyparta przez nieco kontrowersyjną terapię genową? Coraz częściej myśli się o terapii spersonalizowanej, czyli dobranej indywidualnie do każdego pacjenta na podstawie informacji genetycznej zawartej w jego DNA – o podatności zachorowania na konkretne choroby, lekooporności czy wrażliwości na substancje lecznicze. Wielką nadzieją napawa odkrycie naukowców z University of California w Santa Barbara i Michigan State University, którym „udało się stworzyć syntetyczne cząstki o właściwościach niezwykle zbliżonych do czerwonych krwinek. Są tak samo elastyczne i mogą tak samo skutecznie jak prawdziwe przenosić tlen przez ponad tydzień.”

Książka z mojej ukochanej dziedziny – medycyny i nauki. Dużą zaletą jest to, że nie musi być przeczytana ‘od deski do deski’. Czytelnik może wybrać interesujące go zagadnienia. Dla mnie była czytelniczą ucztą i pasjonującą podróżą zarazem. Co ciekawe, wiele rozdziałów przytacza dokonania naukowców i lekarzy z Polski. Także jednak istnieje nadzieja na to, że w przyszłości w wielu dziedzinach nauki będziemy doceniani na arenie międzynarodowej. Polecam pozycję naukowcom, pasjonatom, ale i łaknącym wiedzy humanistom.

Za lekturę dziękuję Stowarzyszeniu Sztukater oraz Wydawnictwu G+J.

1.20.2012

"Cecylka Knedelek i Boże Narodzenie"Joanna Krzyżanek


Joanna Krzyżanek jest znakomita pisarką dla dzieci, której książki już od dawna zagościły na półkach i w sercach maluchów. W wywiadach przyznaje, że kocha dzieci i dziecięce marzenia towarzyszą jej także w dorosłym życiu. Twierdzi, że za młodu chciała mieć plantacje truskawek, których smakiem cieszyłaby się okrągły rok. To połączenie miłości do kulinariów i literatury dziecięcej, fantazji i magicznego świata bajek, sprawiły, że powstała seria książek o Cecylce Knedelek. Pragnę zwrócić szczególną uwagę na ilustratora – Zenona Wiewiurkę, (pisownia poprawna) który nadał książce niezapomniany i ciepły klimat.

„W dzień Wigilii w miasteczku trwały ostatnie przygotowania. Drzewka świerkowe zamieniały się w choinki, zapach drożdżowego ciasta i pomarańczy wciskał się we wszystkie kąty, w garnkach bulgotał barszczyk, a pierniki właśnie osiągnęły odpowiednią miękkość.”

Święta w Starym Knedelkowie zbliżają się wielkimi krokami. Cecylka, jako mistrzyni kulinarna, pochłonięta jest pichceniem świątecznych potraw, a gąska Waleria skacze z nóżki na nóżkę, nie mogąc doczekać się migoczącego drzewka. Jej cierpliwość zostaje wystawiona na ogromna próbę. Do pierwszej gwiazdki coraz bliżej, a choinki jak nie było, tak nie ma. Gąska zakasuje rękawy i pełna nadziei w sercu, bierze sprawy w swoje...skrzydełka. Malutkiego czytelnika czeka zabawna przygoda z przepięknymi ilustracjami, wspaniale oddającymi magię świąt.

Na końcu książeczki znajdują się przepyszne przepisy na łakocie samym wyglądem zachęcające do szybkiego wypróbowania. Któż nie pokusi się o upieczenie pomarańczowej tarty czy też uroczych, małych choineczek z ciasta francuskiego nadziewanego musem z kiwi? Na samą myśl cieknie ślinka.

Mimo, że już dawno po świętach, książeczka zachwyciła mnie swoją grafiką i prostą, zabawną historyjką. Idealnie nadaje się na lekturę dla najmłodszych dzieci i z pewnością spodoba się małym kuchareczkom i ich mamusiom. Być może warto podczas zbliżających się ferii zimowych zaopatrzyć się w egzemplarz książki „Cecylka Knedelek i Boże Narodzenie” i razem z pociechami urządzić sobie kulinarne święta, kiedy za oknem wreszcie leży śnieg.

Za miłą dla oka lekturę bardzo dziękuję portalowi nakanapie.pl oraz Wydawnictwu Jedność.

1.19.2012

Andrzej Turczyński „Andriej Rublow. Mistrz niewidzialnej strony”


Autor danej książki ma już spory dorobek literacki, ale dla mnie, przyznaję szczerze, jest to pierwsze z nim zetknięcie. Andrzej Turczyński publikuje felietony, opowiadania, wiersze i tłumaczenia od ponad 50 lat, jest laureatem wielu nagród i wyróżnień, ale znany jest raczej niewielkiemu kręgowi czytelników. Sądząc po przeczytanej przeze mnie książce, jego utwory są głęboko zanurzone w europejskim dziedzictwie kulturowym, posiadają warstwę filozoficzną, teologiczną oraz humanistyczną. Traktują o człowieku, Bogu, sztuce, historii, duchowości – rzeczach, będących obecnie passe i zepchniętych do lamusa. Może i sprawia to, że literatura Andrzeja Turczyńskiego nie szturmuje pierwszych miejsc na listach bestsellerów, ale za to czyta się ją wspaniale.

Nie inaczej jest z „Andriejem Rublowem”, czyli specyficzną, beletryzowaną biografią najsłynniejszego malarza średniowiecznej Rusi Kijowskiej (przodkini dzisiejszej Rosji). Andriej Rublow to żyjący w XIV i XV w. rosyjski malarz ikon, uznany za prawosławnego świętego. Choć z jego dorobku do naszych czasów nie ocalało zbyt wiele, a to, co przetrwało wieki nie zawsze daje się bezsprzecznie przypisać jego autorstwu, to jest on najbardziej znanym rosyjskim „ikonopiscem” a jego „Trójca Święta” jest jednym z największych skarbów malarstwa dawnych czasów.

Napisałam, że książka Andrzeja Turczyńskiego to pewnego rodzaju biografia. Nie jest ona jednak oparta na źródłach historycznych czy porządku chronologicznym. Nie jest to również tylko i wyłącznie fikcja. Jednak autor nie skupia się na datach, na potwierdzeniu istnienia i dokonań Rublowa w skąpych materiałach z tamtego okresu, na tym jak postrzegali i opisywali malarza jemu współcześni. Nie, opowieść o Andrieju Rublowie jest snuta jakby przez samego bohatera. Z jego myśli, snów i rozmów wyłania się obraz mnicha, człowieka pobożnego, oddanego życiu duchowemu, ale przede wszystkim artysty. Malarza, który talentem i wizją wyprzedzał swoje pokolenie, przez co nie zawsze spotykał się ze zrozumieniem. A w owych czasach, kiedy ikony malowano tylko zgodnie z kanonem, niezrozumienie mogło łatwo skończyć się obwinieniem o herezję. Rublow nie buntował się przeciwko nienaruszalnym, „świętym” zasadom – ale jak każdy wielki artysta szukał własnego środka wyrazu. W pokorze, wytężonej pracy, nauce u mistrzów i dalszym rozwoju własnej ścieżki Rublow, jak się zdaje, znalazł to czego szukał: znalazł sposób na przedstawienie Świętej Trójcy by była ona zrozumiała w swojej prostocie, skłaniała do modlitwy i zachwycała pięknem Dobra i Boga. I właśnie to powolne zbliżanie się do ideału (olśnienia? iluminacji) jest osią tej książki.

Zupełnie podobnie rzecz ma się z filmem „Andriej Rublow” Andrieja Tarkowskiego, który nie przypadkiem został przecież dołączony do książki. Ten znakomity rosyjski reżyser również skupił się na odkryciu Rublowa jako artysty, wielkiego talentu i jednocześnie pobożnego mnicha, bystrego obserwatora świata i jego tytułowej „niewidzialnej strony”. Film Tarkowskiego to także wspaniały obraz rosyjskiego średniowiecza, walk z tatarami, budowy potęgi przyszłego imperium.
Muszę przyznać, że zarówno książka, jak i film, to nie lada gratka. Prawdziwa uczta dla ducha! Książka porusza wyobraźnię i jednocześnie łagodzi nerwy, nastraja na duchowe refleksje. Film to klasyka rosyjskiego (tak na prawdę to sowieckiego) kina, wyżyny artyzmu, rzecz nielekka i niełatwa ale doskonała.

Liczącą sobie niemal 600 lat ikonę Andrieja Rublowa „Trójca Święta” można oglądać w Galerii Tretiakowskiej w Moskwie. Czy będą nam towarzyszyły uczucia podobne do tych, gdy Rublow pokazał swoje dzieło po raz pierwszy:

„I stało się, jakby nagle stanęło słońce i poruszyła się ziemia. Jakby cały świat oniemiał z zachwytu, bo żadne ze znanych słów nie jest wystarczająco dokładne, aby oddać urodę Rublowowego dzieła. Bo jak opowiedzieć łagodność? Dobroć? Mądrość? Jak wyrazić to, co się czuje i odczuwa? Jak?”.

Za egzemplarz dziękuję portalowi Sztukater.pl oraz Wydawnictwu W Drodze

1.16.2012

"Zabójcza kolacja" Jonathan A. Eldow

Autor książki jest doktorem, specjalistą w dziedzinie medycyny ratunkowej oraz diagnostyki. Chyba śmiało można porównać go do doktora Housa z kultowego już serialu o tajemniczych chorobach i zawiłych zagadkach medycznych. Dr Jonathan A. Eldow wprowadza nas w świat rzadkich i tajemniczych chorób, których wstępna diagnoza zwodzi na manowce.


W książce czytelnik spotka się z 15 historiami, które z powodzeniem mogły by stać się scenariuszem dla pasjonującego serialu detektywistyczno - medycznego. W każdym rozdziale przedstawiona jest historia innej jednostki chorobowej związanej z konkretnym przypadkiem. Opowieść urozmaicają liczne opisy odkryć medycznych, epidemii oraz innych ciekawych przypadków danego schorzenia. Często okazuje się, że wstępna diagnoza jest błędna, a prawda leży w zupełnie innych, nietypowych objawach. Rozwiązanie zagadki zawsze jest wielce zaskakujące.


Po dwóch dniach nadeszły wyniki badania wody z akwarium z piraniami. Stwierdzono w niej obecność bakterii Plesiomonas shigelloides. Tippen domyśliła się, że brudna woda z akwarium musiała znaleźć się w wannie tuz przed kąpielą Katie. Część bakterii znajdowała się jeszcze na powierzchni mokrej wanny, kiedy Marci napełniała ją wodą dla Katie. Kiedy dziewczynka wsadziła myjkę do buzi, bakteria przedostała się do jej przewodu pokarmowego. Tak właśnie wyglądało ostanie brakujące ogniwo w łańcuchu zdarzeń, które wyjaśniały dziwny przypadek Katie.”


Jest to nie tylko wciągająca i intrygująca książka, przyprawiająca o dreszcze, ale także skarbnica wiedzy o bakteriach, chorobach, nietypowych przypadkach czy trudnej pracy lekarzy i epidemiologów. Należy pamiętać, że to od ich decyzji i poprawności diagnozy zależy zdrowie i życie pacjenta. Muszą wykazać się nie tylko podręcznikową, akademicką wiedzą, ale też zmysłem tropiciela. Wszystkie z tych historii miały miejsce w Stanach. Nad każdym z przypadków pochylało się wielu lekarzy, diagnostów oraz specjalistów z dziedziny analityki. Czasem dojście do prawdy, zajmowało im całe tygodnie. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że gdyby podobne sytuacje miały miejsce w naszym kraju, pacjent prędzej pożegnał by się z życiem niż doczekał trafnej diagnozy. Może tylko ja jestem źle doświadczona przez polskich lekarzy, kiedy to rok temu na zwykłą jelitówkę podali mi serię antybiotyków i podejrzewali zatrucie toksyną, chcąc mnie posłać na oddział zakaźny. Cierpiałam niepotrzebnie cztery razy dłużej niż powinnam. "Zabójczą kolację" polecam wszystkim miłośnikom Housa, medycyny i zagadek.


Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

1.13.2012

"Matki, żony, czarownice" Joanna Miszczuk

„Bywają w życiu chwile, których ból daje się zmierzyć dopiero po jego przeżyciu i wówczas dziwi nas, iż zdołaliśmy go znieść.”

Pierwszy raz miałam do czynienia z polską, kobiecą sagą. Historia pokolenia kobiet, które spotykało rozczarowanie i ból. Ich jedyną winą była... miłość. Joanna Miszczuk rozciąga akcje od 1400 roku do czasów współczesnych, każdy z rozdziałów poświęcając innej bohaterce. To, co łączy wszystkie te kobiety, to nie tylko więzy krwi, ale też niezwykły talent do języków obcych, silna osobowość i drogocenny pierścień miłości i przebaczenia przekazywany z pokolenia na pokolenie.

Główną bohaterką jest jednak Joanna, czterdziestoletnia, wybitnie zdolna językowo i szczęśliwa matka swojej 12-letniej Kamili. Wydawać by się mogło, iż kobieta ma wszystko, co potrzebne do szczęścia. Dach nad głową, dobrze płatną pracę, śliczną córkę, wspaniałe przyjaciółki, no i przede wszystkim, zaradnego, przystojnego i kochającego męża Piotrka. Świat wali jej się na głowę, w momencie kiedy odkrywa zdradę ukochanego z jedną z jej najlepszych przyjaciółek. Schemat może i banalny, lecz kroki jakie podejmie później, okażą się w jej życiu przełomowe. Przez przypadek trafi na historie swoich prababek. Śledzenie ich starannie spisanych pamiętników i historii pochłoną ją bez reszty.

Książka przedstawia nam historię każdej bohaterki od podszewki. Niestety każda z nich opiewa w tragedię, smutek, niesprawiedliwość, skandale, ból i rozczarowanie. Mimo, iż zmieniają się czasy i poziom życia każdej z nich także ulega zmianie, to co pozostaje niezmienne to uczucia. W powieści aż roi się od zdrad, oszustw, przemocy czy uzależnień. Głównym powodem tych wszystkich nieszczęść są mężczyźni. Panie zawsze odgrywają w książce rolę ofiar.

Czytelnik odnosi wrażenie, że nad rodem tych pięknych i silnych rudowłosych kobiet ciąży jakieś fatum. Mimo tak dotkliwych nauczek i przeżyć, kolejna potomkini zdaje się popełniać podobne błędy. Czy Joanna zdoła przełamać to fatum?

A co z tytułem powieści mają wspólnego czarownice? Dowiadujemy się o historii prababki Joanny, która z powodu swojej niezwykłej zdolności została uznana za wysłanniczkę szatana i spalona na stosie.

Z czystym sumieniem muszę wyznać, iż autorka ma u mnie duży plus. Nie jest to banalne i puste ględzenie, mimo, iż książka opowiada o tym jak biedne są kobiety, a mężczyźni to wyłącznie bezduszne, pozbawione skrupułów potwory. Jej powieść jest, mimo lekkiego pióra, wartościowa i niezwykle wzruszająca. Idealnie dostosowuje swój styl pisania do każdej epoki. Jej bohaterki są bardzo wiarygodnie zarówno w czasach współczesnych, jak i w epokach minionych. Na szczególną uwagę zasługują retrospekcję. Napisane są na bardzo wysokim poziomie i śmiało mogę porównać ten styl do Jane Austen czy Charlotte Brontë. Te fragmenty czytało mi się najlepiej. Podczas lektury czułam ducha epoki i niemal słyszałam szelest sukien.

Podsumowując, książka jest zadziwiająco dobra. Towarzyszył mi wachlarz różnych emocji, takich jak radość, strach, silne uczucie motywacji, smutek, przygnębienie, lęk, złość czy też melancholia. Jest to idealna powieść dla wszystkich kobiet w każdym wieku.

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

1.08.2012

"Kot Simona i Kociokwik" Simon Tofield


Tego kota chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Kot Simona zdobył przecież serca kociomaniaków na całej kuli ziemskiej. Nic dziwnego, że filmiki z udziałem czworonoga biją rekordy popularności na youtubie. Przecież kot jaki jest, każdy widzi!

Tym razem życie rozpieszczonego futrzaka przewraca się do góry nogami za sprawą małego kota, którego Simon znajduje pewnego ulewnego dnia podczas spaceru. Niepozorne, małe stworzonko okaże się niezłym ziółkiem. Kot Simona wystawiony jest na próbę charakteru, cierpliwości i męstwa. Czy wyjdzie z tego obronną... łapką?

Komiksy autorstwa Simona Tofielda już dawno zawładnęły moim sercem. Są uniwersalne z powodu braku jakiegokolwiek tekstu. Idealnie trafią w gusta dzieciaków, dorosłych i mieszkańców każdego zakamarka tej planety. Ten, kto ma w domu takiego kociaka, wie doskonale, ile prawdy o przewrotnym charakterze kotów ukrytej jest w tym komiksie. Świetna zabawa i niesamowity relaks. Polecam!

Za komiks pragnę podziękować księgarni Matras oraz Wydawnictwu W.A.B

1.06.2012

Antychryst (2009)


Opis z filmwebu:

"Światowej sławy psychiatra i jego młoda żona, badająca historie czarownic w średniowieczu, wyjeżdżają do domu na odludziu, by zaszyć się przed światem i zmierzyć się ze swoimi najgłębszymi lękami. Zamiast ukojenia znajdą tam jednak niszczycielską moc sięgającą początków świata. Będą musieli stawić czoła potężnej i przerażającej sile, z której istnienia nie zdawali sobie sprawy. Willem Dafoe ("Ostatnie kuszenie Chrystusa", "Spiderman") i Charlotte Gainsbourg ("21 gramów") w horrorze twórcy kultowego "Królestwa" i "Przełamując fale" Larsa von Triera. Przełomowe efekty specjalne studia Platige Image, niesamowite zdjęcia Anthonego Dod Mantle, nagrodzonego Oscarem za film "Slumdog. Milioner z ulicy". To wszystko zapowiada rewolucyjny film grozy na miarę "Dziecka Rosemary" Polańskiego i "Lśnienia" Kubricka."

To było moje drugie podejście do dzieła Larsa Von Triera. Za pierwszym razem coś we mnie powiedziało "dość" po około 30 minutach. Dziś śmiało stwierdzam, że "dojrzałam psychicznie" i obraz wywołał na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Stonowane kolory, cichy, milczący a zarazem przerażający i tajemniczy ciemny las. A przede wszystkim dwoje, całkiem niedawno, bliskich sobie ludzi, których zmienia tragedia. Oboje muszą zagłębić się w najmroczniejsze zakamarki własnych psychik i stanąć twarzą w twarz z lękiem i paniką.

Zdaje sobie sprawę z tego, że mało osób lubi kino tego typu, więc nie mogę polecić go wszystkim. A już na pewno nie na poprawę nastroju:) Podobno film należy obejrzeć w samotności, żeby lepiej zrozumieć jego sens. Chyba coś w tym jest. Mój mąż oglądał go sam, kiedy to ja wymiękłam na starcie i po dziś dzień ma uraz psychiczny. Ja urazu nie mam, a za to ogromną chęć na kolejne filmy tego reżysera.




1.05.2012

Musimy porozmawiać o Kevinie (2011)

Opis z filmwebu:

"Tytułowy Kevin to demoniczny nastolatek, który świadomie manipuluje swoim otoczeniem, nie uznaje żadnych zasad i z prowokującym uśmiechem mówi: "Wstajesz rano i oglądasz telewizję, jedziesz samochodem i słuchasz radia. Chodzisz do swojej nudnej pracy albo nudnej szkoły, ale o tym nie mówią w głównym wydaniu wiadomości. Doszło do tego, że nawet ludzie z telewizji często oglądają telewizję. Na co oni wszyscy tak patrzą? Właśnie na takich jak ja...". Magnetyczna Tilda Swinton i demoniczny Ezra Miller w thrillerze obnażającym najmroczniejsze zakamarki ludzkiej duszy, który prowokuje, pociąga i nie daje o sobie zapomnieć"

Bardzo długo czekałam na ten film. Od dawna gustuje w filmach z małą ilością dialogów, ale za to z bardzo wymownymi obrazami i symbolami. Tilda Swinton wciela się w postać udręczonej i nieco zagubionej matki demonicznego i mrocznego Kevina. Dziecko już od urodzenia zdaje się być inne niż jego rówieśnicy. Mało mówi i jest widocznie odseparowany od zewnętrznego świata. Dorasta jako indywidualista z przerażającymi sposobami na zwrócenie na siebie uwagi. Bawi go zadawanie bliskim bólu i wyraźnie czerpie z tego satysfakcję. Dopatrzyłam się także u chłopca kompleksu Edypa, nieco niewidocznego na pierwszy rzut oka. To nie może zakończyć się happy endem.

Film tylko dla miłośników tego bardziej przemilczanego, bogatego w symbolikę. Polecam Wam, bo warto!

Rodzinnych ciepłych świąt Magda Prus


Święta to szczególny czas, na który czeka się cały rok. Któż z nas nie kocha pachnącej choinki, dźwięku kolęd, nieśpiesznego, rodzinnego nastroju i całego wachlarza kulinarnych zapachów? Z zasady powinien być to czas spokoju, refleksji i ciepłego klimatu stworzonego przez najbliższych. Jednak nie zawsze tak jest. Czasami w pogodni za perfekcją, za drogimi prezentami i idealnie doprawionym barszczem, zapomina się o naprawieniu tego, co wymaga tego w pierwszej kolejności – relacji z rodziną.

W najnowszej powieści Magdy Prus czytamy o historii dwóch rodzin obchodzących kolejne Wigilie i Wielkanoc. Głównymi bohaterkami są Lena i Kamila – dwie zupełnie różne kobiety mające odmienne podejście do życia. Lena na pierwszy rzut oka wydaje się być szczęśliwą kobietą. Ma dwójkę uroczych córeczek, bogatego męża i piękny, duży dom. Jedyne co stało się jej zmorą to wszędobylska i natrętna teściowa. Obserwujemy jak z roku na rok jej związek z Grzegorzem rozpada się, a głównym celem każdej wieczerzy jest rywalizacja o to, który z rodziców obdarzy dziewczynki droższymi prezentami. W grę wchodzi także alkohol i przemoc. Starsza z córek zaczyna dostrzegać, że jej rodzinie grozi upadek. Zachowuje dystans i cierpliwość, mimo, że w jej sercu i umyśle kotłują się najgorsze myśli. Relacja między małżonkami z wigilii na wigilię zdaje się być coraz trudniejsza, jednakże wszystko dzieje się nieśpiesznie. Czy dałoby się tego uniknąć? Finał, niestety, okaże się tragiczny w skutkach.

Drugą bohaterką jest Kamila – bardzo frustrująca kobieta. Wiedzie bardzo przeciętne życie u boku mało zaradnego, ciapowatego acz ciepłego i życzliwego męża Henia i ich syna. Towarzyszy jej myśl, iż kobieta powinna służyć domowi sprzątając, gotując i całkowicie oddając się rodzinie. Kamila trzyma obu swoich panów pod pantoflem i zdaje się, że tylko ona ma w ich domu prawo głosu. Ich sytuacja finansowa nie jest najlepsza i Kamila od zawsze zawistnie zazdrości swej siostrze Lenie.

Obie bohaterki wiodą nieszczęśliwe i mimo wszystko samotne życie. Rokrocznie jak mantrę powtarzają te same czynności i ślep brną w rutynę. Milczą i godzą się na wszystko, bo nie chcą popsuć tych świątecznych dni swoim najbliższym. Brak im odwagi i stanowczości aby zmienić to, co dotychczas psuło ten czas. Autorka przedstawia święta jako okres męczarni, wymuszonej życzliwości i udręki. Porusza też problem okrutnej i bezwzględnej teściowej i wpływu jaki wywiera na swego syna. Czy to możliwe, aby jedna osoba mogła zniszczyć dotychczas szczęśliwą rodzinę?

Na okładce widzimy szkielet choinki, gdzieniegdzie przyozdobionej bombkami. Symbolizuje to pustkę i samotność, smutek i rozpacz. Książka zdecydowanie smutna i przygnębiająca. Cieszę się, że nie czytałam jej w okresie świątecznym, a dopiero później. Całość czyta się szybko i nie sposób się od niej oderwać. Skłoniła mnie do refleksji i docenienia tego jak cudowne były dla mnie ubiegłe święta.


Za lekturę dziękuję Wydawnictwu Muza.

1.03.2012

Noworocznie



Oj troszkę mnie tu nie było... Mam jednak dobrą wymówkę:)

Ostatnie sylwestrowe dni spędziłam ze znajomymi w Amsterdamie. Miasto dość specyficznie. Dla miłośników kultury i sztuki raczej nie jest godne polecenia (poza muzeum Van Gogha i Rembrandta). Zdecydowanie jest to raj dla rowerzystów - nigdy nie widziałam tyle rowerów w jednym miejscu i tak licznych ścieżek rowerowych. Odniosłam wrażenie, że turyści przyjeżdżają do Amsterdamu w jednym celu - marihuana i prostytutki (słynne red light, widziałam - przerażająco smutne).
Byłam pozytywnie zaskoczona porządkiem w komunikacji miejskiej - czyste i punktualne tramwaje, skanowanie kart przy wejściu, wysoka kultura. U nas niestety się tego nie uświadczy.

Jestem bardzo zmęczona po długiej podróży, nieprzespanych nocach i przeziębieniu, więc na tym skończę na dziś.

Na koniec pragnę życzyć Wam Szczęśliwego Nowego Roku, pełnego niecodziennych i ekscytujących zdarzeń, niezapomnianych książek oraz optymizmu i radości każdego dnia;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...