Tegoroczny sezon wakacyjny jest już na finiszu, więc recenzja może ciut spóźniona, ale jeżeli ktoś po tę książkę sięgnie, to na pewno wysnuje wnioski na przyszłość.
Turystyka, jak się dowiedziałam, to jeden z najlepiej rozwijających się i przynoszących najwyższe dochody przemysłów na świecie. Początki zorganizowanych wyjazdów turystycznych sięgają XIX w. (choć oczywiście samo zjawisko podróżowania jest o wiele, wiele starsze). Na początku na luksus wakacyjnego wypoczynku mogli pozwolić sobie tylko nieliczni ludzie zamożni: arystokraci, właściciele ziemscy, fabrykanci itp. Wraz z poprawą warunków życia i pracy tzw. klasy robotniczej, także masy zaczęły wykorzystywać urlop na wyjazd, choćby do najbliższego kurortu nad morzem. Z czasem nauczyliśmy się, że wolne od pracy po prostu nam się należy, a wyjazd do egzotycznego miejsca to najlepszy pomysł na oderwanie się od "tego wszystkiego", od "szarej codzienności"... Stąd już wiodła prosta droga do wakacji all-inclusive, zjawiska backpackersów i innych wakacyjnych wariacji (w każdym tego słowa znaczeniu).
Jednak historia turystyki nie jest w tej książce najważniejsza. Sedno tkwi w teraźniejszości i przyszłości turystycznych miejscowości: w środowisku naturalnym i losie miejscowych mieszkańców.
Bo to, co dzieje się w państwach trzeciego świata, gdzie tak lubią jeździć Europejczycy i Amerykanie, jest szokujące. Poza innymi przemyśleniami na temat rezultatów rozwoju turystyki (pogoń za wyimaginowaną "autentycznością" i nietkniętymi jeszcze skrawkami raju, miejsca i ludzie sprzedawane jako turystyczne towary, powierzchowność dzisiejszych podróży, ekologiczny koszt lotów samolotami etc.), myślę, że jej wpływ na lokalnych mieszkańców jest najważniejszą sprawą, jaką zajęła się szwedzka autorka.
Bowiem za luksusowymi hotelami z ich klimatyzowanymi pokojami, basenami i wysprzątanymi plażami stoi armia miejscowych pracowników, często harujących całe dnie, mieszkających w slumsach i dostających niewyobrażalnie dla nas niskie wynagrodzenie. Niektórzy, z powodu biedy w innych częściach kraju, godzą się na najgorsze warunki bo i tak nie mają alternatywy. A krociowe sumy, które przecież turyści zostawiają na wakacjach, trafiają w większej części do kieszeni właściciela hotelu, obcokrajowca, tak że zwykły Tajlandczyk, Egipcjanin czy Meksykanin, który sprząta, podaje drinki, czy zabawia gości musi się martwić jak związać koniec z końcem.
Skala nadużyć jest ogromna, warto o tym poczytać, spojrzeć na wakacje all-inclusive zza ich kulis, zastanowić się czy lecąc na wakacje do "raju" zapewniamy ludziom miejsca pracy czy przyłączamy się do ich wyzysku i nieświadomie gotujemy im "piekło" w ich własnym domu.
Polecam tę wymowną książkę każdemu, kto chce znać prawdę o turystyce, wakacjach w egzotycznych miejscach w kilkugwiazdkowych hotelach, gdzie wszystko jest "wliczone w cenę". Czy jednak cena, którą płacimy w biurze podróży jest równowarta wielkości społecznej niesprawiedliwości, jaką ugruntowujemy swoim wypoczynkiem? Bo, jak zauważa autorka, to my - turyści rządzimy całym tym kramem.
Za egzemplarz dziękuję księgarni internetowej
Matras oraz
Wydawnictwu Czarne