Etykiety

8.24.2013

"Joyland" Stephen King


Od dawna nosiłam się z zamiarem przeczytania czegokolwiek mistrza horroru i grozy. Niestety, było to spotkanie bardzo rozczarowujące.  Spodziewałam się dreszczy emocji, strachu sięgającego zenitu i mrocznego, zagadkowego klimatu. To czego doświadczyłam podczas lektury bardziej przypominało przyjemną wędrówkę po dość ciekawie przeprowadzonej fabule, jednak bardzo przewidującej i mało oryginalnej.

21-letni Devin, jak większość młodych ludzi na całym świecie, postanawia dorobić podczas letnich wakacji. Trafia do jednego z lunaparków o dość jednoznacznej nazwie "Joyland". Tam rozpoczyna nie tylko męczącą i wymagającą pracę (w większości czasu chłopak paraduje w upale w stroju pluszowego psiaka), ale i nawiązuje nowe przyjaźnie z innymi pracownikami w podobnym wieku. Devin pragnie zapomnieć o nieszczęśliwej miłości, która najłagodniej mówiąc, nie miała już najmniejszej ochoty na dalszy romans. To, plus problemy finansowe, czynią z naszego bohatera przeciętnego studenta o nieco wybujałej wyobraźni i duszy romantyka.

Pewnego razu chłopak dowiaduje się, że Joyland ukrywa pewną mroczną tajemnicę. Podczas jednego z gorących, wakacyjnych okresów doszło do okrutnego morderstwa. Tajemniczy, zamaskowany mężczyzna z ogromną brutalnością podrzyna gardło swej randkowej partnerce w Domu Strachu, znajdującego się na terenie Joylandu. Od tej pory w ciemnych tunelach Domu Strachu duch młodej dziewczyny ukazuje się różnym osobom w najmniej oczekiwanym momencie. Czytelnik już wie, że zaintrygowany bohater będzie podążał tropem mordercy, aż sam znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Ano, banał.

Devin na swej drodze napotyka małego, niepełnosprawnego chłopca  z darem jasnowidzenia oraz jego samotną matkę (seksowną i uroczą, a jakże!). Oboje odegrają bardzo dużą role w jego życiu, a także staną się czynnikiem zapalnym wiodącym do rozwiązania zagadki.

Mimo dość nużącej fabuły, książka posiada swój styl. Czyta się ją zwyczajnie przyjemnie, jak każdy lepszy kryminał na wakacje. Jednak nie widzę większej różnicy pomiędzy tą książką autora a innymi książkami z tego gatunku, które dostępne są teraz na naszych księgarnianych półkach. W tej kwestii bezkonkurencyjna jest dla mnie Yrsa Sigurdardottir. Być może "Joyland" lepiej prezentowałby się na srebrnym ekranie?

Za książkę dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

6 komentarzy:

  1. Bardzo chętnie bym przeczytała, Kinga sobie wielce cenię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ma pierwsze spotkanie z Kingiem ta książka nie bardzo się nadaje. Radzę sięgnąć po któryś z jego klasycznych utworów, może będzie lepiej :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic nie poradzę na to, że King nie jest w moim guście :) W każdym razie może kiedyś się do niego przekonam :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie wszystkie książki pisarzom się udają:) pani powyżej ma rację, proszę sięgnąć po jego klasyki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ano właśnie z Kingiem tak jest. Osobiście wydaje mi się, iż on niektóre książki tworzy, bo naprawdę ma wenę, a niektóre powstają tylko po to, żeby agenci się go nie czepiali.

    OdpowiedzUsuń
  6. W takim razie polecam 'To'. Koszmary gwarantowane.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...