Etykiety

11.18.2011

"Obrazki z Nebraski" Grażyna Trela

„I właśnie wtedy zakochaliśmy się w Ameryce. Podzieliliśmy nasze osiedle na amerykańskie stany. Każdy wybrał, jak mu pasowało. Była więc Oklahoma i Luizjana, i Minnesota, i Dakota... Moje blokowisko nazywało się Nebraska. Napisaliśmy nazwy granatową farbą olejną, na blokach, dużymi literami. (...) Obiecaliśmy sobie, że kiedyś tam pojedziemy. Po te levisy, oczywiście.”

Grażyna Trela, uhonorowana wieloma nagrodami reżyser i scenarzystka, opisuje w swojej najnowszej książce realia dzieciństwa w PRL-u końca lat sześćdziesiątych. Główną narratorką i zarazem bohaterką powieści jest 11-letnia dziewczynka, której okres dorastania przypada właśnie w tym czasie. Jest rok 1969. Szara i okrutnie realna rzeczywistość dzieciaków ubarwiona jest marzeniami, szalonymi pomysłami, chęcią przygody i zwykłą ciekawością. Dorastająca młodzież musi zmierzyć się z urokami i pułapkami tamtejszego świata. Młodsi czytelnicy, którym nie dane było dorastać w czasach PRL-u mają okazję poznać czar minionej epoki.

Książkę czyta się jednym tchem. Jest zabawna, wciągająca i nieco sentymentalna, ale w bardzo pozytywnym znaczeniu. Narracja prowadzona jest w formie pamiętnika i dzięki temu zabiegowi, czytelnik ma wrażenie, że przedostał się do intymnego świata wspomnień, dorosłej dziś kobiety. Mała dziewczynka obserwuje otaczające ją środowisko. Dzieli się swoimi refleksjami, uwagami, przemyśleniami i przypuszczeniami. Wprowadza nas w swoje życie. Długie, pełne fascynującego napięcia i niespodziewanych skoków adrenaliny wędrówki z kolegami ulicami miasta, poznawanie absurdów codzienności, marzenia o lepszym życiu, tym zza oceanu. To wszystko to przecież codzienna życiowa tułaczka każdego dzieciaka z tamtych lat.

Rozczulać mogą fragmenty opisujące właśnie tę codzienność w PRL-u. Jeden program telewizyjny a w nim króciutka, zaledwie 6 minutowa dobranocka, która w dzieciach wywoływała tylko niedosyt. Niedosyt, który powodował frustrację i doprowadzał do tego, że z ukrycia oglądało się filmy przeznaczone dla starszej publiczności. Niestety tych ciekawych i tak nie było za wiele. Dziewczynka narzeka na kino wojenne, którego wszędzie było pełno, a ono przecież tak bardzo kłóciło się z ich wizją amerykańskiej idylli. Syfony z kolorową, gazowaną wodą, która była dla dzieciaków luksusem. Na taki napój mogli pozwolić sobie tylko ci lepiej sytuowani. Oglądanie z rumieńcami na policzkach transmisji z lądowania człowieka na księżycu (często u sąsiadów w większym gronie), pierwszomajowe pochody, kilometrowe kolejki w sklepach – nostalgiczne i zabawne wspomnienia.

„Osiedla miały swoje bandy, a bandy –przywódców. Kiedy chłopcy z innego osiedla przychodzili poflirtować z naszymi dziewczynami i zostali na tym nakryci, musieli uciekać. Nasi bowiem uważali dziewczyny z osiedla za swoje. Nie bardzo byłyśmy z tego zadowolone, ale takie było prawo. Prawo Nebraski.”

Moje dzieciństwo, mimo, że spędziłam je we wczesnych latach 90-tych, było dość podobne do tego ze wspomnień narratorki. Dużo czasu spędzałam z rówieśnikami na placach zabaw pod blokiem, codziennie snując nowe pomysły, wymyślając dzikie zabawy, podchody, jedząc przepyszne lody i bawiąc się w chowanego. Mam wrażenie, że dzisiaj dzieciaki nie mają takiego świata. Został on chyba wyparty przez nowe technologie – komputery, play station, internet i cyber-zabawki. Czytając „Obrazki z Nebraski” mogłam poczuć się jak kiedyś, bo dokładnie rozumiałam emocje i entuzjazm bohaterki.

„ Innym ciekawym zajęciem było chodzenie kilkumetrowymi rurami kanalizacyjnymi, których nie podłączono do miejskiej sieci. Płynęła w nich tylko strużka brudnej, podeszczowej wody. Raz cuchnęło stamtąd, raz nie. Nie wiadomo czemu. Ale zawsze ziało chłodem. Dobre miejsce na upalne dni. Czasem można się tam było nadziać na szczury, i o to właśnie chodziło. Żeby się nie wystraszyć. Szczurów i gnieżdżących się tam z całą pewnością duchów. Taka próba charakteru.”

Podczas lektury odniosłam wrażenie, że książka bardzo przypomina mi „Niebieski autobus” Barbary Kosmowksiej oraz „Kocham Paula McCartney’a” Joanny Szczepkowskiej. Wszystkie są zapisem wspomnień dorosłych dziś kobiet z epoki PRL-u. I wszystkie są równie zabawne i przyjemne w odbiorze.

Jest to niezwykle ciekawa, barwna i ujmująca książka. Idealna na takie jesienne, zapracowanie dni, kiedy na moment chcemy oderwać się od gonitwy naszych czasów.


Za lekturę bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

6 komentarzy:

  1. Recenzja ciekawa, ale tematyka nie moja, dlatego przyznam, że nie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio czytałam już dwie książki oscylujące wokół PRLu, więc i kolejna będzie mile widziana:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię czytać powieści osadzone w tamtych realiach, może dlatego, że sama pamiętam syfony, krótkie dobranocki, teleranek i megadługie kolejki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. oj Evita z jednej strony zazdroszczę. Ja PRL znam tylko z opowieści. Dzięki książce można na własnej skórze poczuć ten klimat:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie ta książka również bardzo się podobała. Tym bardziej, że troszkę tej szarej rzeczywistości PRLu pamiętam (nieco jak przez mgłę, bo byłam wtedy małym dzieckiem). I to było dla mnie dużym zaskoczeniem, wszak urodziłam się w drugiej połowie lat '80, kiedy coraz bardziej zmierzaliśmy w stronę demokracji.

    Niezwykle ciekawa to lektura.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam realiów PRLu (jedynie z opowiadań), więc chętnie się troszkę dokształcę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...