Etykiety

2.25.2010

"Kontrabasista i inne utwory" Patrick Suskind



"Urodziłem się w 1949 r. w Ambach nad jeziorem Stanberger w Bawarii i gram na fortepianie, a nie na kontrabasie. Od siódmego roku życia moje wykształcenie muzyczne polegało na wyćwiczeniu kilku utworów, jak np. "Die Hunnen kommen" (Hunowie nadciągają), "Album dla młodzieży" oraz kilku sonat na cztery ręce Diabellego. W wieku lat dziewiętnastu, po drugiej partii wyciągu fortepianowego "Symfonii z uderzeniem w kotły" Józefa Haydna (cz.I), zrezygnowałem z robienia w przyszłości kariery muzycznej.

Obecnie zatrudniam się jako autor krótkich, niepublikowanych kawałków prozatorskich i dłuższych niezrealizowanych scenariuszy filmowych, którymi zarabiam na życie.

"Kontrabasistę" pisałem latem 1980 r. Chodzi w nim - obok masy innych rzeczy - o samoświadomość człowieka w jego maleńkim pokoiku. Wyzyskałem tu własne doświadczenia, gdyż większą część swojego życia spędziłem w coraz to mniejszych pokojach, które opuszczałem z coraz to większym trudem. Żywię nadzieję, że pewnego dnia znajdę pokój tak mały, że pochłonie mnie bez reszty i wraz ze mną przy przeprowadzce odejdzie."

Patrick Süskind


Z trzech, przeczytanych przeze mnie utworów Suskinda, ("Pachnidło" oraz "Historia Pana Somera")ten podobał mi się najmniej. Nie zaliczam go do dzieł wybitnych. Głównym opowiadaniem jest rzecz jasna - "Kontrabasista". Opowiada ono o 35-letnim mężczyźnie - alkoholiku i neurotyku - posiadającym za kompana życia instrument - kontrabas. Bohater snuje wspomnienia i historie ze swojego nieszczęśliwego i samotnego życia, a także o pasji, którą jest muzyka klasyczna i uczucia do pięknej śpiewaczki. Z relacji narratora, doszłam do wniosku, że kontrabas przeszkadza bohaterowi osiągnąć szczęście. Z jednej strony jest dumny ze swojego instrumentu(o matko, jak to zabrzmiało:)), lecz z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że kontrabas ogranicza go i przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu. W to wszystko wplątane jest także nieudane życie rodzinnie i złe relacje z własną matką. Czytając to opowiadanie, popadałam w irytację. Facet podchodzący pod 40-tkę, całą winę za swoje błędy, porażki i nieumiejętność życia zwala na instrument muzyczny i złe wspomnienia z dzieciństwa. Czasami nawet myśli jak dziecko. Miałam ochotę wejść do książki i porządnie walnąć go w plecy i powiedzieć - "Chłopie! Ogarnij się". Sama nie wiem czy polecam Wam tę książkę. Na pewno jednak nie zaszkodzi przeczytać.

3 komentarze:

  1. Jak to możliwe, że trafiam tu dopiero teraz? Nadrabiam i dodaję adres do linków. A wszystkie następne komentarze będą już na temat lektur (Suskinda mam ciągle przed sobą:))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie mam pojęcia jak to możliwe, że wcześniej tutaj nie trafiłaś:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Troszkę w podobnej konwencji o miłości do skrzypaczki i o zamiłowaniu tym razem do wiolonczeli jest "Hiszpański smyczek" Andromedy Romano-Lax. Tylko, że w smyczku bohater tez porzuca grę, ale z innych, bardziej szlachetnych powodów. Bardzo lubię teksty, w których muzyka odgrywa ważną rolę.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...