Nie da się ukryć, że
komiks autorstwa Jasona Lutesa jest jednym z tych, które można
uznać za rodzaj sztuki, arcydzieło. Komiks powstawał aż 10 lat.
W Polsce pierwszy tom miał swoją premierę w 2008 roku, natomiast
drugi ukazał się rok temu nakładem Wydawnictwa Kultura Gniewu.
Pierwszy tom „Berlin.
Miasto kamieni” zaczyna się od wydarzeń mających miejsce we
wrześniu 1928 roku. Autor ukazuje nam sytuację polityczną kraju,
ogarniętego chaosem po niedawno skończonej wojnie. W powietrzu wisi
pewnego rodzaju napięcie, które nie wróży niczego dobrego.
Atmosfera zagęszcza się, kiedy do głosu dochodzą nacjonaliści.
Jednak Berlin nie żyje wyłącznie polityką. Berlin to także
miasto, w którym na pierwszy plan wysuwają się przeciętni
bohaterowie, stawiający czoła codziennym problemom. Poznajemy
studentkę sztuk pięknych, ambitnego dziennikarza oraz wielodzietną
rodzinę, która z dnia na dzień zostaje pozbawiona źródła
dochodu. Każdy z tych bohaterów uwikłany zostaje (chcąc, nie
chcąc) w dramaty i tragedie, rozgrywające się każdego dnia na
zatłoczonych ulicach. Przychodzi im zmierzyć się nie tylko z
własnymi słabościami, a może i przede wszystkim z uciśnieniem i
śmiercią.
Drugi tom „Berlin.
Miasto dymu”jest kontynuacją losów bohaterów poznanych w tomie
pierwszym. Tym razem jednak zmienia się nieco tło polityczne i
coraz częściej mówi się o wybuchu kolejnej wojny. Mimo
czyhającego „za ścianą” niebezpieczeństwa, Lutes postanawia
ukazać Berlin z innej strony, niż miało to miejsce w poprzednim
tomie. Poznajemy Berlin obfitujący w nocne rozrywki, koncerty, suto
zakrapiane bale, ciekawe kluby dla młodych oraz pokusy jakimi
uwodził spragnionych wolności obywateli. Obserwujemy jak przełamują
się powszechnie panujące tabu, do głosu dochodzą odmienności
seksualne i rozmaite dewiacje. Ten tom znacznie różni się
atmosferą od pierwszego, przepełnionego krwią i agresją.
Na uwagę zasługuje
bardzo dokładna kreska. Nie dziwię się, że tworzenie komiksu
zajęło autorowi tak dużo czasu. Na każdym planie widać wręcz
obsesyjną dbałość o szczegóły, profesjonalne podejście do
tematu i estetykę. Na pierwszy rzut oka widać, ile pracy i wysiłku
włożył w swoje dzieło Jason Lutes.
Nie wiem na kiedy
planowane jest wydanie trzeciej części komiksu, jednak jestem
pewna, że takowy z pewnością niedługo zagości na półkach
naszych księgarń. Na dobre wsiąkłam w atmosferę komiksu i z
niecierpliwością czekam na kolejny tom. Zakończenie pierwszego,
jak i drugiego trzyma czytelnika w niepewności i bywa nieznośne.
Proszę, nie
przekreślajcie komiksów. Wiem, że większości kojarzy się z
durnowatymi mangami lub opowiastkami o latających smokach i innych
dziwadłach i bardzo trudno zmienić to przekonanie. Na własnej
skórze doświadczam emocji, jakie niesie ze sobą naprawdę dobry
komiks. Czytanie komiksów jest ucztą dla nieomal wszystkich zmysłów
(wszystkich jeżeli jednocześnie popijać będziemy aromatyczną
herbatkę). Spróbujcie zapoznać się bliżej z tą formą przekazu
treści, a zobaczycie, że mam rację.
Wspaniałe pozycje, dopracowane w każdym detalu :)
OdpowiedzUsuńNie przekreślę komiksów i chętnie się z nimi zmierzę:D
OdpowiedzUsuńCzytam komiksy, bo lubię. "Berlin" od dawna mam w planach.
OdpowiedzUsuńW ostatnich miesiącach przeczytałam (i czytam nadal) sporo komiksów i trafiło się może parę (dosłownie) ciekawych albumów. Nie do końca przekonuje mnie ta forma przekazu treści. Aczkolwiek jest chyba najlepszą formą służącą podszkoleniu języka obcego. ;)
OdpowiedzUsuńOj tak! Ja kiedyś czytałam japoński na głos:)
Usuń