Oglądam sporo seriali, bo niestety jestem ich maniaczką. Mam kilka naprawdę świetnych produkcji, do których bardzo często wracam, jak "Gilmore Girls". Mam też takie, których oglądanie sprawia mi ogromną radość i chwile relaksu, jednak nie zdecydowała bym się na oglądanie ich po raz drugi (House, Gotowe na wszystko, Kości). Jedne i drugie nie wnoszą nic szczególnego w moje życie, są po prostu odskocznią i świetną rozrywką. Są kolorowe, nierealne, czasami przesłodzone. Być może dlatego tak bardzo je lubię.
Jednak jest taki serial, który nieźle namieszał w mojej głowie. W niedzielę skończyłam oglądać serial "Sześć stóp pod ziemią" i przyznam, że do tej pory nie mogę się pozbierać. W moim mózgu kotłuje się tyle myśli, pytań i wątpliwości dotyczących życia i śmierci, że zwyczajnie musiałam Wam o tym napisać. O samym serialu pisałam już wcześniej na blogu -> kilk
Całość to 5 sezonów historii o domu pogrzebowym rodziny Fisher. Nie trudno się domyślić, że z tego powodu członkowie rodziny miewają problemy z psychiką, relacjami międzyludzkimi i odnalezieniem własnego miejsca na ziemi. Prawie każdy odcinek zaczyna się od sceny śmierci osoby, której pogrzebem zajmują się właśnie członkowie rodziny Fisher.Serial wydaje się ciągnąć bardzo nieśpiesznie. Każdy odcinek niesie za sobą jakieś przesłanie. Jest magiczny, zachwycający, a zarazem ohydny, odrażający i momentami przesycony agresją i seksem. Dzięki tej niecodziennej kombinacji staje się bardzo ciężko strawną (jednak olśniewającą!) dawką emocji, jakie doświadczam bardzo rzadko. Bohaterowie są zagubieni, miotają nimi sprzeczne emocje, są prześladowani przez demony przeszłości, nie potrafią dać sobie rady z rzeczywistością.
Ostatni odcinek serialu jest najbardziej wstrząsającym i wzruszającym finałem w dziejach serialów w ogóle. Nie jest to tylko moja opinia. Moje zdanie podziela wielu filmowych krytyków i fanów tego typu produkcji na całym świecie. Nigdy w życiu nie płakałam podczas oglądania serialu. Zwykle wręcz przeciwnie, zanosiłam się ze śmiechu. Jednak podczas ostatnich 10 minut finałowego odcinka zaczęło dziać się ze mną coś dziwnego. Łzy same leciały mi po policzkach i do rana nie mogłam zasnąć. Serial ma bardzo proste przesłanie - Memento Mori. Jednak jego prawdziwy sens i znaczenie odkryłam dopiero po obejrzeniu "Sześciu stóp pod ziemią". Wiem, że być może brzmi to banalnie, ale ta produkcja bardzo zmieniła moje dotychczasowe myślenie o życiu i śmierci.
Polecam Wam bardzo. Tych emocji chyba nie da się opisać, przynajmniej ja nie potrafię.
Znacie podobne produkcje? Szokujące i wpływające znacząco na ludzką psychikę? Czekam na Wasze opinie.







.jpg)



















.jpg)










